Na balkonie u Hanny

fot. Hanna Żelichowska

► Mieszkam w mieście, w bloku. Ale nie jest najgorzej. Jest to zielone obrzeże miasta i asfalty oraz beton w tej części nie dominują, a blok ma tylko trzy piętra i tonie w zieleni. To jednak jest miasto, bo – samochody, ludzie, sklepy, usługi, specyficzny hałas i ruch miejski . I trochę nie-miasto, coś bliżej ogrodów z zabudową i transportem miejskim, przynajmniej w mojej części. Widać dbałość administracji o tzw. zieleń, a mieszkańcy samorzutnie dekorują przyparterowe skrawki ziemi krzewami i roślinami a na balkonach stwarzają całe ogrody botaniczne.

W tym mieście –niemieście jest nam nieźle, bo mamy balkon na II piętrze, czyli na poziomie funkcjonowania ptaków żyjących w tym osiedlu. Balkon jest w formie niedużego (1,5 x5 m) tarasu, bez betonowej obudowy. Dla poprawy komfortu użytkowania balkonu w lecie, postawiliśmy po bokach ażurową, drewnianą konstrukcję, a nad głową – daszek. To ostatnie było konieczne. Sąsiedzi nad nami mają tzw. ambonkę. Kto zna ten układ, wie dobrze że z ambonki na balkon poniżej spada wszystko – od suszących się pieluszek i majtek, po pluszowe miśki, smoczki, papierowe torebki, plastikowe kubki i pety papierosowe …

Zimą miewam takie widoki:

fot. Hanna Żelichowska

fot. Hanna Żelichowska

 

 

 

 

 

 

 

 

Fot.1 – w dzień. Gawron na gałęzi akacji, po lewej dorodny świerk – ulubione miejsce żerowania i przebywania kosa, srok, kawek, wron, gawronów, pierwiosnka, muchołówki szarej i żałobnej, modraszek, bogatek i wróbli. W 2008 r. sroki zbudowały tu gniazdo, ale lęgu nie było …

Fot. 2 – wieczorem. Na pierwszym planie – orzech włoski – jesienią przysmak gawronów i wron, czasami do świeżych orzechów dobierają się kawki. Na orzechu przysiadają zimą modraszki, bogatki, czyże i dzwońce, a ostatnio również kawki i gołębie, ponieważ w bardzo mroźne dni – wykładam orzechy, ziarno i kasze na parapet okna (zasadniczo to niedozwolone). Na dalszym planie, świerk a poniżej różne krzewy, na których żerują wszystkie ptaki.

 

Na wiosnę balkon wygląda tak:

fot. Hanna Żelichowska

fot. Hanna Żelichowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

fot. Hanna Żelichowska

Fot. 1. Nie mogę zidentyfikować tego krzewu – odmiana jarzębiny. Jest w tej chwili wysoki na dwa piętra i w zimie służy owocami kwiczołom, jemiołuszkom i szpakom. W górnej części krzewu widoczne są porozrzucane gałązki – resztki gniazda srok. W 2009 r. trzy sroczki się tu wylęgły. Krzew, rosnący naprzeciwko balkonu, to mój najlepszy punkt obserwacyjny ptaków w ciągu całego roku.

Fot. 2. Drewniana ażurowa zabudowa boków balkonu pozwala na powieszenie licznych doniczek i ozdób balkonowych z kwiatami . Wróble uwielbiają buszować w tych doniczkach i skrzynkach z roślinami , stojących na podłodze.
A latem tak:

Fot. 3. Dzikie wino pojawiło się nie wiadomo skąd i oplata mój balkon gęstą, cudowna zielenią. Na jesieni świetne żerowisko dla szpaków i innych ptaszków. W 2010 r. udało mi się nawet wyhodować własny słonecznik. Od tej strony właśnie, zimą wisi karmnik sosnowy i „pyzy” oraz słoninka dla sikor i mazurków.

Ptaki przez cały rok mają u mnie wystawione naczynka ze świeżą wodą i przylatują pić. A w zimie, poczynając od pierwszych dni listopada rozpoczynam zimowe dokarmianie. I tak już czwarty sezon. W sklepie ogrodniczym lub zoologicznym co roku kupuję drewniany niewielki karmnik, w 2010 r. po raz pierwszy zainstalowałam drugi, bo ptaków przylatuje dużo. Karmniki mają niewielką powierzchnię – ok. 12×25 cm (aktualny sosnowy jest troszkę szerszy) i zawsze bardzo spadzisty daszek, wychodzący poza rant podłogi. Chodzi o to, żeby z karmnika swobodnie mogły korzystać sikory, wróble, mazurki, czyże i dzwońce, a dla gołębi, srok, kawek był on niedostępny. Teraz widzę, że szpaki wypatrzyły smakołyki w karmnikach i starają się tam żerować.

fot. Hanna Żelichowska

A ponieważ są zadziorne i kłótliwe w obrębie swojego gatunku, to żaden nie zagrzewa w karmniku miejsca, bo natychmiast zjawia się konkurent i go przegania.

Po powieszeniu pierwszego w życiu karmnika, bardzo długo obserwowałam jak się ptaki zachowują. Gdzie siadają, czekając na miejsce w karmniku, gdzie rozdziobują ziarna, jakie są ich kierunki ucieczki, z których kierunków wlatują do karmnika i na balkon, gdzie odpoczywają i które miejsca są dla nich niebezpieczne. Oczywiście, zdobywałam też doświadczenie w zakupach karmy i niezbędnych zapasach w domu, apetytach poszczególnych gatunków, zdolności do wspólnego żerowania, sposobie zawieszania i umiejscawiania karmnika. Z początku wszystko wisiało na drutach, bo to było dla mnie wygodniejsze, kiedy trzeba było zdjąć karmnik i wyczyścić lub dowiesić nową „pyzę”, a zdjąć starą, niezjedzoną.

Stwierdziłam jednak, że metalowe „zawieszaki” są nienaturalne. W tym roku wszystko wisi na konopnym grubym sznurze. Wszystkie ptaki uzyskały lepszą przyczepność i nie raz obserwuję akrobacje na sznurze sikor i mazurków. Ale za to na zdjęciach mam więcej szpecących elementów. Karmnik wiszący na granicy balustrady balkonu i przestrzeni zewnętrznej jest sznurem przyczepiony do drewnianej obudowy, żeby w czasie wiatru nie huśtał się bardziej niż to ptaki znoszą. Chroni też przed taką sytuacją, kiedy kilka ptaków lub kawka zwisa z jednej strony bardziej, niż z drugiej. Karmnik mógłby się mocno przechylić i stracona byłaby karma, sznur nie pozwala na to. Do palików karmnika przyczepione są na sznurku – pyzy i słoninka.

Kupuję gotową karmę w paczkach, osobno – ziarno słonecznika, siemię lniane, płatki owsiane, czasami sikorom podrzucam garść wyłuskanych orzechów włoskich lub utłuczone laskowe. 1 paczka karmy z dodatkami, starcza mi na dwa dni. Drogi interes! Przy czym ptaki dużo jej rozrzucają, a jak widzę – nie lubią owsa, więc wszystkie mieszanki zawierające dużo tego składnika są dla mnie nieprzydatne. To, co leży na podłodze, wyjadają gołębie (poza owsem oczywiście). Gołębie nie są u mnie mile widzianymi stołownikami, ponieważ bardzo brudzą (ich odchody są wielkie i paskudne). Dopuszczam żerowanie najwyżej dwóch na raz, no i oczywiście wtedy kiedy spadnie bardzo dużo śniegu. Gołębie mają swoje żerowiska obok śmietników, tylko że tam nikt im nie serwuje takich przysmaków, jak na moim balkonie. Ostatnio, zauważyłam dwie sierpówki, które ostrożnie obserwowały podłogę z balustrady balkonu, aż wreszcie zdecydowały się na lądowanie. Sierpówki są w naszym osiedlu gościem rzadkim, pamiętam jak bardzo się ucieszyłam, kiedy pierwsza pojawiła się jakieś dwa lata temu. Piękny ptak!
Od metalowej balustrady balkonu w dół zawiesiliśmy zieloną plastikową siatkę, o dużych oczkach, która w lecie jest jaką-taką ozdobą i odgradza nas od widoku spacerowiczów. Rośliny pnące ładnie się po niej wspinają, a sikory chętnie przysiadają w oczkach. W zimie, są tu powtykane siateczki orzechów, wiszą małe „pyzy”, piętki chleba.

Wiem, że chleba nie należy podawać ptactwu wodnemu, bo to im szkodzi, ale ptaki miejskie są do bułek i pieczywa generalnie, przyzwyczajone. Oddaję im swoje ulubione piętki, bo łatwo dają się przyczepić do haczyka wbitego w konar, jaki zamontowaliśmy na leżąco, na fragmencie balustrady. Przyjemniejszy dla ptasich łapek, pozwalający na mocowanie na nim różnych rzeczy do jedzenia. Zdjęcia na takim konarze też są ładniejsze.

fot. Hanna Żelichowska

Do skrzynek z ziemią, stojących na podłodze, wstawiłam wysokie bambusowe drabinki. Na ich końcach wbijam połówki jabłek, przysmak szpaków, ale też sikor, czasami wróbli.

Jabłka zimą trzeba często wymieniać, a przede wszystkim wtedy kiedy jest mróz. Twardnieją jak kamień i są wtedy nieprzydatne. Kupuję w sklepach największe jabłka, takie których nikt nie chce. Są idealne – może na takiej powierzchni swobodnie stanąć szpak i dziobać do woli. Trochę bardziej z boku, w naczynku plastikowym (najczęściej po serku, dobrze wymytym) stoi dla ptaków woda. To samo co z jabłkami. W czasie mrozów, wymieniam naczynka, bo woda bardzo szybko zamarza. Odkładam je razem z lodem na bok. Kiedy przychodzi odwilż, lód wypada i naczynka ponownie wykorzystuję. Trzeba tez pilnować, żeby w wodzie nie pojawiły się ptasie odchody. Wymieniam wodę wielokrotnie w ciągu dnia, bo sikory robią do niej swoje malutkie, ale przecież niezdrowe, kupki. Naczynka też co kilka dni wymieniam.

No i ostatni rodzaj karmnika – najnowszy wynalazek, który przyniósł na nasz balkon mój mąż. Zielony walec plastikowy, przezroczysty, z odkręcaną pokryweczką, z czterema otworami na różnej wysokości i kołeczkiem do przysiadania. Napełniłam walec nasionami słonecznika, powiesiłam na drabince i czekałam co będzie. Sikory podlatywały i początkowo dziobały walec, chcąc dostać się do zawartości. Wreszcie jedna z drugą załapały, że w tym otworze można znaleźć ziarenko. Bardzo im się to spodobało, mnie też – skończyło się szastanie ziarnami i rozrzucanie ich gdzie popadnie. Kolejny krok to była nauka korzystania z kołeczków przy otworach walca. Wiadomo że sikory łapią nasionko i najczęściej odlatują z nim dalej, żeby podziobać w bezpiecznym zaciszu. Ale moje sikory czuja się na balkonie na tyle bezpiecznie, że często nie odlatują. Przysiadają na czym i w czym się da, dzięki czemu maja krótszą drogę i nie tracą tyle energii na przeloty. Byłam więc przekonana, że kołeczki spodobają im się jako miejsce do rozdziobywania słonecznika. Po kilku próbach, bo początkowo jakoś nie potrafiły się zmieścić – a to ogonek przeszkadzał, a to skrzydełka, a to dziobem przeważały w dół i spadały kiedy – nauczyły się siedzieć na kołeczku i każda starała się zawłaszczyć jeden otwór wyłącznie dla siebie. Po jakimś czasie, wszystko się dotarło, a na dodatek mazurki zaczęły korzystać z walca, a raz nawet złapałam gołębia na karkołomnej pozie, w jakiej wydziobywał nasiona z walca. Musiałam zmienić miejsce zawieszenia. To naprawdę dobry wynalazek!

fot. Hanna Żelichowska

Jak wspomniałam, dokarmiam tez ptaki na parapecie okna, z drugiej strony mieszkania. Po tamtej stronie mieszkają i żerują krukowate i gołębie, a czasami przysiądzie stadko dzwońców, czyży lub przyleci kwiczoł.

Po stronie balkonowej bywają lub są stałymi stołownikami następujące gatunki ptaków: mazurki (w lecie mazurki ustępują miejsca wróblom; w lecie nie widuję tu mazurków, które żyją w innej części Ursynowa), wróble, modraszki, bogatki, dzwońce, przelotnie czyże, szpaki, sroki, kawki, gołębie miejskie, a ostatnio – para sierpówek, grubodziób, czasami pojawia się kwiczoł (ale nigdy nie widziałam go na jabłku), wrona siwa, w ubiegłym roku przyleciała sójka i odwiedził mnie na balkonie dzięcioł duży. Krogulec wtargnął na balkon tylko raz. Nie złapał żadnego ptaszka, ale nieomalże zderzył się z podłogą, co chyba zostanie mu w pamięci na zawsze i już się tu nie pojawi.
Oczywiście, z okna czy stojąc na balkonie, widzę na niebie i na ziemi inne ptaki – mewy, czasami stado łabędzi lub krzyżówki, pustułkę, liczne gawrony, słychać czasami rudzika i kosa.

Prowadzenie i utrzymanie w czystości karmników balkonowych i całego balkonowego dożywiania ptaków w zimie to jest duże zobowiązanie, odpowiedzialność, spory wysiłek organizacyjny, pożeracz czasu i pieniędzy. Tego nie można ukrywać. Ale radości i przyjemności oglądania ptaków nic nie przyćmi. Poza tym, mam świadomość , że na wiosnę te ptaszki będą silniejsze, zdrowsze, bardziej żywotne przez co będą miały więcej jajek, wylęgnie się więcej nowych maluchów ptasich i może ich populacja wzrośnie. A to jest bardzo ważne.

Tekst i fotografie: Hanna Żelichowska

Musisz być zalogowany aby dodać komentarz.