► Na przełomie maja i czerwca ubiegłego roku, niedaleko mojego miejsca zamieszkania, znalazłem gniazdo remiza w końcowej fazie budowy.
Misterne mieszkanko zawieszone było nad wodą, na cieniutkiej gałązce wierzby. Samiec siedział w pobliżu gniazda i śpiewał donośnie wabiąc w ten sposób samicę. Kilka dni później zaobserwowałem, iż remiz znalazł sobie partnerkę i wspólnie zakończyli budowę gniazda.
Kilkakrotnie miałem okazję widzieć kopulację małych bohaterów moich fotografii. Samica złożyła cztery jaja. Po około czternastu dniach remizy zaczęły znosić do swojego „M1” owady. Domyśliłem się wówczas, że na świat przyszły młode.
Po niedługim czasie zaczęły one pojawiać się we wlocie gniazda. Matka dokarmiała już maluchy z zewnątrz. Każdy potomek czekał cierpliwie na swoją kolejkę, wychylał się z gniazdka, odbierał od rodzica pokarm, po czym chował się z powrotem.

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch
Dorosły remiz wlatywał do „domu”, by wybrać wypluwkę. Po około czterech tygodniach małe zaczęły opuszczać gniazdo na całe dnie, aczkolwiek nie oddalały się od niego – cały czas troskliwa mama miała je „na oku”. Młode powoli starały się usamodzielniać – próbowały wybierać już mszyce z liści, a jednocześnie wciąż dokarmiała je mama. Gdy nastawał zmierzch, maluchy grzecznie wracały do gniazda. Trwało to 5-7 dni.

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch

fot. Marek Paluch
Autor: Iga Czyżewska i Marek Paluch