Charakterystyka faz cz. 2

fot. Jerzy Kraiński. Kanarki barwne objadające zielsko .

Charakterystyka faz w rocznym cyklu profesjonalnej hodowli kanarków barwnych

Faza 2. Przygotowanie par lęgowych

Rozpoczęcie przygotowania  wybranych kanarków do nowego sezonu lęgowego jest jednym z najważniejszych  momentów w rocznym cyklu hodowlanym. Powinna je poprzedzić dokładna i długotrwała obserwacja ptaków, zwłaszcza młodych. Tylko zdrowi, potencjalni kanarczy rodzice będą w stanie wydać na świat i prawidłowo wychować udane potomstwo. Samczyki muszą głośno i w miarę poprawnie śpiewać, a samiczki zdradzać wyraźne zachowania lęgowe, jak przykucanie do kopulacji i chęć budowy gniazda. Te „cechy wyjściowe” są niezwykle istotne, bo ptaki, które z jakichś przyczyn nie znajdują się w pełnej gotowości rozrodczej, nie ma sensu kojarzyć w pary hodowlane.

W tym miejscu warto przypomnieć podstawową zasadę, która głosi, że  nigdy  nie należy kojarzyć ze sobą takich samych kanarków. Niemcy określają ją zdaniem: „Verpaare niemals Gleiches mit Gleichem“ (nie kojarz w parę tego samego z tym samym), którą każdy rozsądny hodowca niezwykle skrupulatnie w tym kraju przestrzega.

fot. Jerzy Kraiński. Dobrze dobrana pod względem intensywności parka kanarków czerwono-czarnych.

Obowiązuje ona także wtedy, gdy oba ptaki wyglądają wręcz idealnie i mogłoby się wydawać, że w takim razie ich potomstwo powinno być idealne „do kwadratu”. Niestety, tak się nie stanie, a często dochodzi nawet do trudnego do naprawienia regresu. Tak więc ptaka o sztywnym, gładkim i intensywnym upierzeniu zawsze należy kojarzyć z ptakiem bardziej „puszystym“, o miękkich, mniej intensywnych piórkach, ptaka małego z dużym, ptaka czerwonookiego z ptakiem normalnym, koroniaka z ptakiem bez koronki itd.

 

Drugą, niezwykle istotną sprawą jest prowadzenie dokładnej ewidencji parek i przebiegu lęgów, w której znaleźć się powinny wszystkie najważniejsze dane o kojarzonych kanarkach, a także szczegółowy opis przygotowania i przebiegu wszystkich kolejnych faz okresu lęgowego: od znoszenia jajeczek, przez klucie się piskląt, aż do dnia opuszczenia klatki lęgowej przez młode kanarki. Coraz powszechniejsza komputeryzacja niezwykle ułatwia prowadzenie takiej ewidencji, a niektóre ze standardowych programów komputerowych doskonale się do niej nadają. Program Exel, na przykład, w którym możliwe jest nie tylko wygodne tabelaryczne sporządzanie kart rodowych poszczególnych kanarków, ale nawet wklejanie fotografii, jest bardzo dobrym przykładem takiego, nowoczesnego „narzędzia“ przejrzystej ewidencji posiadanego stada. Tabelaryczne karty rodowe i rejestry lęgów w formie plików Exela mają jeszcze tę dodatkową zaletę, że można je bardzo szybko i wygodnie przesyłać w formie załączników pocztą E-mailową, co jest niezwykle przydatne w przypadku sprzedaży własnych ptaków innym, skomputeryzowanym hodowcom.

fot. Jerzy Kraiński. Przykład karty kanarka w wykonanej za pomocą programu Exel

Ale i bez posiadania komputera, dokładny rejestr lęgów tradycyjnymi metodami jest nie tylko możliwy, ale wręcz niezbędny i każdy poważny hodowca powinien go regularnie prowadzić. Czasem będzie to zwykły zeszyt, w którym notuje się wszystkie najważniejsze dane, czasem przytwierdzona do klatki, ciągle uzupełniana „wizytówka” konkretnej parki; nie należy zapominać, że każda, nawet najdrobniejsza notatka o zachowaniu, cechach i wyglądzie poszczególnych ptaków, może okazać się bardzo ważną i pomocną wskazówką w planowaniu dalszej hodowli, tak własnej, jak tych cudzych, w przypadku sprzedaży ptaków innym hodowcom. Równie ważne jest uzyskanie prawdziwych i jak najobszerniejszych informacji o ptakach obcych, które zamierza się wprowadzić do własnego stada w celu poprawienia jakichś niedociągnięć i błędów u kanarków własnego stada podstawowego, a także w celu „odświeżenia krwi“, w hodowli liniowej, opartej na kojarzeniu spokrewnionych ze sobą osobników.

 

fot. Jerzy Kraiński. Zdrowe, dobrze wybarwione kanarki czerwono-czarne intensywne.

Wybór powinien zaczynać się nie tyle od ptaków, co od hodowcy, bo tylko u dobrego, uhonorowanego hodowcy, z którym nabywca pozostanie w kontakcie także po dokonaniu transakcji, można liczyć na udany nabytek. Ale nawet, gdy sprzedający jest znanym hodowcą i uzyska się od niego wiarygodne informacje o genetyce nabywanych ptaków, wskazana jest daleko idąca ostrożność. Nowo zakupione ptaki powinny już u sprzedawcy zostać poddane szczegółowym zewnętrznym oględzinom. Nabywca ma prawo wziąć kupowanego ptaka do ręki i dokładnie go sobie obejrzeć, więc rozsądnie zrobi, jeśli skorzysta z tego prawa. Szczególną uwagę należy zwrócić na wszelkiego rodzaju nieprawidłowości budowy, jak nieznaczne nawet zniekształcenia dziobka, brak lub zwyrodnienia palców i pazurków, czy też zbyt szeroki, wachlarzowy ogon, bo wady te jako dziedziczne całkowicie dyskwalifikują wartość hodowlaną nabywanego ptaka. Na ogół tego typu nieprawidłowości występują w hodowlach niedbale prowadzonych, w których hodowca nie zwraca zbyt dużej uwagi na stopień pokrewieństwa kojarzonych ptaków, przez co dochodzi czasem do niedopuszczalnych kojarzeń między rodzeństwem.

 

Oczka zdrowego ptaka powinny być bystre, czyste od łez i ropnych zakażeń; podobnie czyste i drożne muszą być otwory nosowe na dziobku. Upierzenie gładkie i kompletne, bez łysin i zabrudzeń, zwłaszcza pod skrzydełkami, w okolicach szyi i odbytu. Rozlegle nieopierzony odbyt lub mocno posklejane odchodami piórka w jego okolicy jednoznacznie wskazują na przewlekłą, ostrą biegunkę lub inne chroniczne choroby przewodu pokarmowego, natomiast łysiny pod skrzydełkami i na szyjce są na ogół wyraźną wskazówką zakażenia pasożytami. Ponadto, jeśli ptaszek jest zbyt chudy (mocno wystająca kość mostkowa na piersiach) lub ma trudności z oddychaniem, można podejrzewać z dużym prawdopodobieństwem, że jest on oblegany przez bardzo groźne czerwone milby, żywiące się jego krwią i z kupna takiego ciężko chorego ptaka należy stanowczo zrezygnować. Jednakże, nawet przy kompletnym upierzeniu i braku wyraźnych symptomów zakażenia, nowego kanarka po powrocie do domu należy poddać kilkudniowej kwarantannie w osobnej klatce, z dala od reszty stada, podczas której trzeba dokładnie i długo obserwować jego zachowanie, zwłaszcza w czasie snu. Jeśli ptak śpi spokojnie, zmieniając jedynie co kilkanaście minut nóżkę, można uznać, że jest on wolny od pasożytów. Kanarek bardzo często drapiący się i nerwowo poprawiający dziobkiem piórka, z całą pewnością oblegany jest przez pasożyty. W takich przypadkach ptaszka należy poddać dokładnemu odkażeniu, łącznie z klatką, w której został umieszczony. Jeszcze lepszym wyjściem będzie wizyta u weterynarza w celu dokładnego stwierdzenia, jakim rodzajem pasożytów ptaszek jest oblegany i czy nie spowodowały one u niego ukrytych zmian chorobowych – np. bardzo groźnej anemii. Lekarz odkazi ptaka i zapisze najbardziej skuteczny środek przeciw pasożytom, jeśli terapia będzie wymagała powtórzenia zabiegu, a także w razie potrzeby zaleci odpowiednią, wzmacniającą nadwyrężony ptasi organizm kurację pokarmowo-witaminową.

Dobrze jest też uzyskać informację, jakim pokarmem nowy kanarek był dotychczas karmiony, a w przypadku stwierdzenia znacznych różnic między jego dotychczasową karmą, a bogatym menu własnego stada, powinno się ptaszka przyzwyczajać do nowych, nieznanych mu potraw ostrożnie i stopniowo, w celu uniknięcia dietetycznego szoku, który mógłby się skończyć ciężką przewlekłą biegunką lub nawet śmiercią.

Sprawdzoną, dobrą zasadą jest, aby obce ptaki nie kojarzyć natychmiast z wieloma osobnikami własnego stada, ale ograniczyć się do jednego, wybranego w tym celu ptaka własnego wychowu, najlepiej takiego, któremu brakuje pożądanej cechy, a którą nowy kanarek posiada, w celu sprawdzenia czy u ptaków F1 z tak dobranej parki, rzeczywiście nastąpiła poprawa wyglądu – i co jeszcze ważniejsze – czy potomstwo poprzez krzyżówkę nie utraciło przypadkiem dobrych cech charakteryzujących nasze własne stado. Dopiero gdy rezultat jest pozytywny, obcy ptak (zazwyczaj samczyk) może w następnym sezonie lęgowym zostać w pełni zintegrowany z osobnikami naszego stada. Gdyby bowiem okazało się, że nowo zakupiony pojedynczy ptak, mimo zapewnień sprzedającego, obciążony jest błędami ukrytymi, tzn. takimi, których sam nie objawia, ale które „drzemią” w jego genach, ryzyko szkód i regresu własnej hodowli będzie znikome, a nieudane potomstwo będzie dostatecznym dowodem nieprzydatności nowo nabytego, obcego kanarka.

O szczegółach przygotowywania ptaków do okresu lęgowego szerzej pisać nie ma potrzeby, bo są to sprawy znane, a ponadto w każdej hodowli wygląda ono nieco inaczej. Ktoś, zmuszony warunkami lokalowymi do tzw. ciepłego przezimowania przeznaczonych do lęgów kanarków, rozpocznie przygotowania już w styczniu, ktoś inny, dysponujący wielką zewnętrzną wolierą, w której ptaki całą zimę spędziły w bardzo niskich temperaturach, złączy parki dopiero z początkiem marca. Bez względu jednakże na indywidualne warunki poszczególnych hodowli lęgi rozpoczną się dopiero wtedy, gdy zaistnieją (w sposób naturalny lub zostaną stworzone sztucznie) cztery zasadnicze faktory, a mianowicie:

1.przedłużony zostanie czas dziennej aktywności kanarków;
2.podwyższy się temperaturę otoczenia;
3.zastosuje się dietę bogatą w białko i witaminę E;
4.umożliwi się wizualno-słuchowe kontakty między płciowe.

fot. Jerzy Kraiński. Przykład menu kanarków czerwonych w okresie godowym .

Bez spełnienia tychże faktorów bezproblemowe wprowadzenie ptaków w okres lęgowy jest praktycznie niemożliwe.

 

Warto w tym miejscu przypomnieć o niedocenianej przez wielu hodowców kwestii odpowiednio wczesnego rozbudzenia płciowego ptaków przeznaczonych do odbycia lęgów, a zwłaszcza samczyków, które wbrew ogólnemu mniemaniu (i pozorom, jak chociażby donośny śpiew) do osiągnięcia pełnej zdolności rozrodczej po okresie zimowego wyciszenia potrzebują o wiele więcej czasu niż samiczki. Dlatego profesjonalni hodowcy, i to nawet ci, którzy dysponują dużymi wolierami zewnętrznymi, wybierają przeznaczone do hodowli samczyki już późną jesienią i umieszczają je w pojedynczych klatkach, w ciepłych pomieszczeniach, a na półtora do dwóch miesięcy przed ostatecznym terminem spustu, w celu płciowego pobudzenia karmią je zakiełkowanym ziarnem i pokarmem jajecznym oraz stopniowo przedłużają im dzienną aktywność. Dopiero w miesiąc przed planowanym połączeniem kanarków w parki, do ciepłych pomieszczeń przenosi się także, o wiele „łatwiejsze” w rozbudzaniu samiczki, które pod wpływem nieustannego śpiewu i nawoływania samczyków, oraz nieco obfitszej diety, dość szybko zdradzają swą gotowość do rozpoczęcia godów.

Oczywiście jakiekolwiek stymulujące postępowanie ma sens tylko w przypadku uprzednio wystudzonych lęgowo kanarków dwuletnich i starszych, bo ptaki młode, niezależnie od momentu rozpoczęcia przygotowania, muszą najpierw dojrzeć fizycznie, a tego wysoką temperaturą, doświetlaniem, czy odpowiednią dietą przyśpieszyć się już nie da. Przygotowywanie ptaka, który wykluł się np. w czerwcu poprzedniego roku, do styczniowego spustu nie jest możliwe, bo fizjologiczne dojrzeje on najwcześniej dopiero między lutym i marcem, czyli po 8-9 miesiącach od wyklucia.

Wszystkie poruszone powyżej sprawy hodowca musi uwzględnić, jeśli rozpoczęcie lęgów ma odbyć się bezproblemowo; tylko w pełni dojrzałe, dorosłe i odpowiednio przygotowane ptaki zapewnią pożądany sukces w postaci licznego, zdrowego i prawidłowo rozwijającego się potomstwa już od pierwszego lęgu.

O takich oczywistościach, jak przycięcie pazurków i piórek w okolicy odbytu, a także usunięcie z nóżek ptaków niebezpiecznych obrączek zaciskowych, nie trzeba raczej przypominać. Czasem, gdy dobrana parka ma trudności z wzajemną akceptacją, może zajść konieczność wstępnego przyzwyczajania do siebie ptaków, poprzez umieszczenie ich w oddzielnych, ustawionych przy sobie klatkach lub w boksie lęgowym z możliwością oddzielenia od siebie ptaków kratkową (siatkową) przegrodą.

 

fot. Jerzy Kraiński. Parka kanarków w klatce lęgowej, przedzielona przegrodą siatkową w celu zapoznania się.

W przypadku, gdy ptaki doświetla się, włączając światło jeszcze przed brzaskiem, rozjaśnianie pomieszczenia, w którym znajdują się klatki lęgowe powinno odbywać się powoli, najlepiej za pomocą nastawionego na odpowiednią godzinę, imitującego wschody i zachody słońca, automatycznego urządzenia. Niestety, przyrządy te nie są tanie i dlatego wielu hodowców stosuje ręczne dimmery, czyli urządzenia pozwalające mechanicznie zmieniać nasilenie światła za pomocą pokrętła lub suwaka. Takie powolne rozjaśnianie (nie krótsze niż 10 minut) jest niezwykle istotne, bo ptaki po przebudzeniu bardzo chętnie kopulują, ale tylko wtedy, gdy stopniowe rozjaśnianie pozostawia im na to odpowiednią ilość czasu; rozbudzone gwałtownie, zwykle nie dążą do kopulacji, ale natychmiast rozbiegają się po klatce lęgowej w poszukiwaniu pożywienia.

Niezwykle istotne jest też właściwe wyposażenie wspólnej klatki, która w pierwszej fazie jest raczej klatką „godową”, a dopiero po kilku dniach udanych kopulacji i ostatecznym „zgraniu się” parki, powinna stać się klatką lęgową, I tak np. żerdki nie powinny znajdować się zbyt blisko sufitu, gdyż w takiej sytuacji samczyk nie będzie miał możliwości właściwego pokrycia kucającej samiczki. Także zbyt wcześnie zawieszony w klatce koszyczek gniazdowy, może stać się „techniczną” przeszkodą, bo chociaż zwykle działa on na siedzącą w nim samiczkę inicjująco, skuteczna kopulacja w koszyczku jest niezwykle utrudniona, a czasem wręcz niemożliwa. Dlatego o wiele bardziej wskazane jest zawieszenie koszyczka dopiero po kilku dniach pobytu parki we wspólnej klatce i po wielu udanych kopulacjach, najlepiej na wyraźne żądanie samiczki niespokojnie i wytrwale obnoszącej w dziobku pozbierany z dna klatki materiał do budowy gniazdka.

W tym miejscu warto choćby pobieżnie omówić rodzaj koszyczków gniazdowych i sposób ich umiejscowienia w klatce lęgowej, bo sprawa ta jest, niestety, zbyt często bagatelizowana z negatywnym skutkiem dla prawidłowego przebiegu lęgów.
W skład wyposażenia każdej klatki lęgowej powinny wchodzić dwa koszyczki gniazdowe: jeden dla samiczki wysiadującej jajeczka, a drugi dla dziesięcio- dwunastodniowych piskląt, które przesadza się w tym okresie do gniazdka dodatkowego, aby samiczka mogła bez przeszkód zająć się budową nowego gniazdka w dawnym koszyczku dla następnego lęgu. Koszyczek drugiego gniazdka, a więc tego dla dorastających piskląt, powinien być znacznie większy od koszyczka pierwszego, aby duże pisklęta miały w nim więcej miejsca i nie zabrudzały się wzajemnie w zbyt ciasnej muldzie. Ogólnie jednak obowiązuje zasada, że wielkość i rodzaj koszyczka zależy od wielkości i rodzaju klatki lęgowej. Im większa,

bardziej przestronna lęgówka, tym koszyczki mogą być większe; przy małych lęgówkach sprawa się komplikuje, bo umieszczenie dużego koszyczka w niewielkiej klatce, nie mówiąc już o dodatkowym gniazdku dla dorastających piskląt, zabiera zbyt dużo klatkowej przestrzeni i parce może być ciasno.

Odradzam stosowania koszyczków wewnętrznych bez względu na wielkość lęgówki, bo są one zwykle o wiele trudniejsze w „obsłudze” i przy różnych niezbędnych manewrach, np. przy wymianie jajeczek na atrapy, czy przy wyjmowaniu z gniazdka piskląt, bardzo łatwo może dojść do nieprzewidzianych nieszczęść, jak uszkodzenie delikatnego jajeczka, czy zranienie pisklęcia wydobywanego z trudno dostępnego gniazdka. Poza tym, wkładając rękę w przestrzeń klatki lęgowej, hodowca każdorazowo stresuje parkę, co nigdy nie jest wskazane, a szczególnie w bardzo labilnym okresie lęgowym, w którym ptaki są wyjątkowo wrażliwe na niepokoje i stresy. Jeszcze gorzej jest, gdy gniazdko znajduje się pośrodku lęgówki, między żerdkami, bo przy takim układzie, wysiadującą jajeczka samiczkę dodatkowo niepokoi samczyk skaczący nad nią, czy tuż obok niej, po żerdkach. Niestety, w bardzo wielu hodowlach, zwłaszcza u młodych i mało doświadczonych hodowców, stosuje się tego typu bezduszne rozwiązania, bez oglądania się na dyskomfort znerwicowanej, „pogdakującej” z dezaprobatą samiczki. A przecież wystarczy uświadomić sobie, że każdy ptak instynktownie próbuje ukryć własne gniazdko, więc gdyby kanarzyca miała wybór, z całą pewnością nie uwiłaby gniazdka w miejscu tak „niespokojnym” i „otwartym”, w którym nieustannie szwenda się jej partner, czyli właśnie po środku klatki lęgowej. Samiczki wolą gniazdka, z których mogą nieco z góry obserwować klatkę lęgową i znajdującego się w niej partnera (a przez pewien okres także dorastające pisklęta) i z pewnego dystansu. Takie „samiczkowe” warunki najlepiej spełniają klateczki gniazdkowe (po niemiecku nazywane:
„Kaiserneste”) zawieszane z przodu klatki na specjalnie do tego celu przystosowanych, narożnych drzwiczkach gniazdkowych. W prawidłowym boksie lęgowym kratkowy przód klatki posiada dwoje tego typu drzwiczek po obu stronach klatki, jedne do zawieszenia klateczki gniazdowej dla wysiadującej samiczki, a drugie na gniazdko z dorastającymi pisklętami.

 

fot. Jerzy Kraiński. ewnętrzne klateczki gniazdkowe typu „Kaisernest” przy klatkach lęgowych.

Zewnętrzna klateczka gniazdkowa ma praktycznie same zalety i różne jej formy są szeroko stosowane w największych hodowlach, najbardziej doświadczonych hodowców. Jest ona bowiem nie tylko łatwa w obsłudze (zwykle posiada z tyłu dodatkowe drzwiczki lub zasuwkę umożliwiającą dostęp do gniazdka bez potrzeby zdejmowania całej klateczki z drzwiczek lęgówki), ale – co jeszcze ważniejsze – nie zabiera parce przestrzeni wewnątrz klatki lęgowej. Jeśli dodatkowo zastosuje się klateczkę osłoniętą z boków lub „zamaskuje się” ją sztucznym listowiem lub innymi „roślinkami”, samiczka czuje się w takim „ukrytym” gniazdku o wiele bezpieczniej, nawet, gdy hodowca podczas jej nieobecności na gniazdku dokonuje dyskretnych kontroli i niezbędnych czynności przy jajeczkach i pisklętach. Samiczce wysiadującej jajeczka w takim gniazdku nie przeszkadza również jej partner, który ma w tym okresie do swojej dyspozycji całą przestrzeń klatki lęgowej.

Jedyną „wadą” zawieszanych na drzwiczki klateczek gniazdkowych jest problem zabrudzania zewnętrznych okolic boksów lęgowych odchodami znajdujących się w nich piskląt. W przypadku klatek segmentowych w regale hodowlanym zachodzi zatem konieczność osłonięcia koszyczków gniazdkowych z góry, naturalnie tych, nad którymi znajdują się zewnętrzne gniazdka z pisklętami załatwiającymi się poza jego obręb. Nie jest to trudne, zwykle wystarczy osłona z przyciętej odpowiednio gazety, jakiegoś kartonu, lub łatwo zmywalna, sztywna płytka z plastiku umieszczona na „dachu” klateczki gniazdkowej. Natomiast przed segmentem lęgowym można dodatkowo na podłodze rozłożyć papier, chroniąc ją w ten sposób przed zabrudzeniami.

 

fot. Jerzy Kraiński. Praktyczny plastikowy dozownik materiału do budowy gniazdka.

Bardzo wygodne i znacznie ułatwiające samiczce uwicie właściwego gniazdka są specjalne wkłady filcowe lub z włókien naturalnych, jak kokos czy juta. Pusty koszyczek, najlepiej – dla lepszej przyczepności – druciany, wyściela się takim wkładem i dopiero w nim pozwala się samiczce uwić właściwe gniazdko. Niektórzy hodowcy niepotrzebnie wyścielają koszyczek kilkoma wkładami, konstruując w ten sposób gotową muldę i uniemożliwiając samiczce budowę własnego gniazdka, z dodatkowych materiałów jak szarpie, mech czy włókna kokosowe. Chociaż gniazdko jest od razu „gotowe” i unika się w ten sposób „bałaganu” spowodowanego wałęsającym się wszędzie materiałem budowlanym, uważam takie postępowanie za wysoce niewłaściwe, bo faza budowy gniazdka jest dla kanarczej parki bardzo ważna i pod żadnym pozorem nie należy z niej rezygnować. Jak już wspomniałem, charakterystyczne „wcieranie” w muldę gniazdową donoszonego w dziobku budulca niezwykle stymuluje samiczkę, która prawie za każdym razem po wyfruwie z gniazdka przykuca samczykowi do krycia. W miarę budowy własnego gniazda wzmacnia się też wzajemne przywiązanie parki do siebie, szczególnie, gdy samczyk również udziela się w tej pracy, donosząc siedzącej na gniazdku samiczce kolejne porcje materiału. Czasem dochodzi też do troskliwego karmienia partnerki siedzącej na muldzie, czy wręcz okazyjnych „inspeckji” gniazda i jego „poprawianie” przez „sumiennego” samczyka. Wszystkie tego typu zachowania są niezbędną częścią składową bardzo skomplikowanego godowego rytuału, bez którego nie ma mowy o bezproblemowym i skutecznym przebiegu lęgów.

 

fot. Jezrzy Kraiński. Przykładny samczyk karmiący partnerkę na gotowym gniazdku.

Oczywiście hodowca musi nieustannie kontrolować postęp prac „budowlanych” i może również dyskretnie interweniować w przypadku, gdy ptaszki z jakichś przyczyn mają problemy z uwiciem właściwego gniazdka, ale nie może całej pracy brać na siebie, bo zamiast pomagać, krzywdzi przyszłych kanarczych rodziców. Czasem gniazdko trzeba wzmocnić i ustabilizować, szczególnie jeśli zostało uwite w gładkim koszyczku, z którego mogłoby zostać łatwo wyrwane przez wyskakującą zeń samiczkę lub wywrócone przez nadgorliwego samczyka-architekta, „poprawiającego” gotową już muldę. Takie ustabilizowanie gotowego gniazdka może polegać na jego przyszyciu do dna koszyczka kilkoma grubymi ściegami; można też przepleść nitkę systemem „na okrętkę” dookoła brzegów gniazdka, co zabezpieczy je dodatkowo przed wyrywaniem kosmyków budulca przez zbyt aktywnego samczyka.

W okresie intensywnego dorastania piskląt wyjątkowo licznego lęgu, dokonywanie poprawek gniazda jest jak najbardziej dopuszczalne, a czasem wręcz nieuniknione. Może zajść nawet potrzeba całkowitej wymiany gniazdka lub jego znacznego „wyszczuplenia”, aby pisklętom siedziało się w nim wygodniej. W tym jednak okresie wszelkie zmiany dokonywane przy gniazdku, zwłaszcza przy gniazdku drugim, do którego przesadzono pisklęta, zupełnie nie przeszkadzają kanarczym rodzicom całkowicie skoncentrowanym na karmieniu – wręcz przeciwnie – są konieczne dla dobra całej kanarczej rodziny.

W hodowli kanarków możliwe są cztery rodzaje spustów:

fot. Jerzy Kraiński. Zgodna parka kanarków w klatce lęgowej.

- w dużej wolierze zewnętrznej, w której znajduje się wiele kanarków obojga płci z przewagą samic w stosunku 1 samczyk na 4 do 5 samiczek, a zapładnianie następuje w sposób żywiołowy, niekoniecznie w stałych, dobranych parach. Hodowca zapewnia jedynie odpowiednią ilość stanowisk gniazdowych, możliwie daleko od siebie oddalonych, ograniczając się do sporadycznych kontroli gniazd, bez jakiejkolwiek ingerencji w sam przebieg lęgów;

- w dużej klatce, tzw. fruwalce, w której umieszcza się samca i dwie do czterech samic, zapewniając każdej z nich możliwość gniazdowania. Tutaj ingerencja jest już częstsza; hodowca w razie potrzeby wymienia jajeczka na sztuczne, zapobiega ewentualnym sporom itp.;

- w tzw. klatce potrójnej, składającej się z trzech przedziałów, w której samczyka umieszcza się w przedziale środkowym, a dwie samiczki zajmują nieco obszerniejsze klatki lęgowe po lewej i po prawej stronie segmentu;

- połączenie pojedynczej parki, która pozostaje razem w klatce lęgowej aż do zakończenia sezonu lęgowego.

 

Jak nietrudno się domyśleć, pierwszy z wymienionych sposobów jest dla poważnej, kontrolowanej hodowli nieprzydatny, już chociażby ze względu na trudne do ustalenia ojcostwo poszczególnych piskląt. Także druga metoda nie wróży dobrych efektów; we wspólnej klatce często dochodzi do kłótni, samiczki niszczą sobie nawzajem gniazdka, podkradając materiał; nie ma też żadnych gwarancji prawidłowego zapłodnienia i zgodnego wychowu młodych.

fot. Jerzy Kraiński. Kanarek rasy brązowy nieintensywny.

Trzecia metoda należy do najczęściej stosowanych w profesjonalnych hodowlach, bo nie wymaga posiadania zbyt wielu samczyków, co jest skądinąd wskazane, gdy chodzi o utrwalania jakichś pożądanych cech po konkretnym ojcu i w tzw. hodowlach liniowych. Niestety metoda ta na ogół bardziej eksploatuje samiczki, które zwykle muszą same troszczyć się o wychów piskląt. Czasem udaje się temu zapobiec, łącząc w taki kanarczy „trójkąt” dwie samiczki z dwutygodniowym przesunięciem w składaniu jajeczek, bo w takim przypadku samczyk może przebywać z pierwszą samiczką aż do czasu rozpoczęcia przez nią wysiadywania, a potem na dwa, trzy tygodnie wędruje do drugiej. Kiedy w gniazdku pierwszej z samiczek pojawią się pisklęta, samczyk wraca do niej i parka wspólnie wychowuje przychówek, podczas gdy druga samiczka w tym czasie wysiaduje jajeczka. Po odchowaniu pierwszych piskląt klują się następne w klatce drugiej samiczki i samczyk także jej może pomóc w wychowywaniu potomstwa… Oczywiście tak optymalny timing, czyli dokładne czasowe „zgranie” trójkąta nie zawsze się udaje, bywa też, że któraś z samiczek na niespodziewany brak samczyka zareaguje porzuceniem gniazdka, więc aby skutecznie i bezproblemowo stosować metodę „potrójnej klatki”, potrzebne jest niemałe doświadczenie i dysponowanie sprawdzonymi kanarczymi rodzicami.

Ostatnia z metod jest najbardziej naturalna i rokująca najlepsze efekty. Jest też najłatwiejsza do przeprowadzenia, dlatego stosują ją zwłaszcza ci hodowcy, którzy z takich, czy innych przyczyn nie są w stanie poświęcać swoim ptakom zbyt wiele czasu ( np. pracując zawodowo). Warto tutaj zaznaczyć, że w hodowli innych ptaków rodzimych i egzotycznych, metoda ta jest jedyną z możliwych; trzy pozostałe w ogóle nie wchodzą w rachubę.

 

Autor:  Georg Krainski

 

Musisz być zalogowany aby dodać komentarz.