►Piątek, 18 września 2009
Coraz mniejsza ilość piórek wokół wolierek, a także znikające powoli charakterystyczne „szpileczki” na główkach moich kanarków, wskazują jednoznacznie na kończący się okres wymiany piór. Wszystkie młode ptaszki prezentują się znakomicie; teraz widać, że dobre, różnorodne odżywianie, słońce i świeże powietrze wpadające do kanarkowego pokoju cały dzien przez szeroko otwarte okno, częste kąpiele i systematyczne sprzątanie, przyniosły wspaniałe efekty. W zasadzie nie mam w moim stadku ptaków bardzo złych; jest kilka takich, które wykazują drobne mankamenty lub też wielkością nie całkiem odpowiadają moim oczekiwaniom, ale znakomita większość jest po prostu piękna! Zwłaszcza kanarki nieintensywne wypadły w tym roku bardzo dobrze; mają wspaniałe ciemne melaninowe rysunki, zupełnie gładkie i niezbyt puszyste upierzenie, a także dobre ciemne nóżki i dziobek, co u kanarków czarnych jest niezwykle istotne.
Ptaszki intensywne natomiast są świetnie wybarwione i również odznaczają się dobrym, ściśle przylegającym, ale niezbyt – jak ja to określam: „kanciatym” upierzeniem, które szczególnie często występuje w rejonach kloaki. Upierzenie moich dziubasów nie wykazuje żadnych ubytków i zniekształceń, ptaszki wyglądają po prostu „jak z papieru wycięte”.
Oczywiście powyższe uwagi, to moja, bardzo subiektywna ocena, do której mam prawo, ale która w żadnym przypadku nie musi się pokrywać z opinią postronnych obserwatorów, a zwłaszcza sędziów – to jasne. W tym roku zabezpieczyłem się dodatkowo przed błędami w doborze kandydatów i w układaniu ostatecznych kolekcji, z czym zawsze mam kłopoty, zapraszając do nas w październiku mojego niemieckiego przyjaciela Svena Pukata, doświadczonego hodowcę i sędziego. Sven zgodził się mi pomóc, zastrzegając się jednakże, abym jego opinii nie mylił z „gwarancją” sukcesu, czego oczywiście robił nie będę. Wiem przecież, że wszędzie tam, gdzie ma się do czynienia z przydzielaniem punktów, oceny nie tylko mogą, ale wręcz mają prawo być rozbieżne… Zresztą mnie chodzi nie tyle o miejsca i puchary ile o pomoc w wyborze naprawdę dobrych, godnych pokazania ptaszków. Mnie osobiście podobają się one wszystkie – nawet te mniej udane.

fot. Jerzy Kraiński
Muszę też zamówić u Svena cztery dodatkowe klatki wystawowe, bo na razie mam tylko osiem, a to może okazać się za mało. Prawdopodobnie od przyszłego tygodnia, najpóźniej od przyszłego weekendu rozpoczynam zatem terning kandydatów na wystawy w pojedynczych boksach terningowych. Oczywiście pracy z zadawaniem karmy będzie o wiele więcej, niż kiedy ptaki siedzą we wspólnych, dużych wolierkach, ale za to emocje wzrosną niewspółmiernie, bo tylko ptaszki siedzące oddzielnie da się właściwie ocenić. Zresztą czas już najwyższy przerzedzić nieco wolierki, bo młode samczyki wchodzą w fazę intensywnej nauki śpiewu, co zawsze połączone jest z walkami o własne rewiry, nawet u niedojrzałych plciowo kanarków. Ptaki są w stosunku do siebie coraz bardziej agresywne. Szczególnie wieczorem i z rana dochodzi do ostrych walk i przepychanek, czasem muszę całe to skłócone towarzystwo uciszać mocniejszym uderzeniem w ścianki wolierki, ale i to się na wiele nie przydaje, bo moje ptaki zupełnie mnie ignorują.
Tak to bywa, gdy człowiek za bardzo spoufali się ze swoją skrzydlatą ferajną…

fot. Jerzy Kraiński
Poniedziałek, 21 września 2009
Nie lubię jesieni…
Nie lubię, bo chociaż to ładna pora roku, a moje wypierzone stadko wygląda coraz piękniej, to właśnie z początkiem jesieni nadchodzi najbardziej stresowy okres w życiu każdego hodowcy, a zwłaszcza hodowcy pracującego zawodowo. Dni stają się coraz krótsze; rankiem po brzasku mam zaledwie pół godziny na zadanie karmy i wymianę wody pitnej w poidełkach. Po południu do wieczora czasu jest niby nieco więcej, ale i tak niewiele można przy ptakach zrobić – wszystkie większe sprzątania i roszady daje sie przeprowadzić jedynie w weekendy.
Na szczęście tabelka, w której przez całe lato krzyżykami zaznaczałem kolejne próby śpiewu młodych samczyków, jest już dostatecznie wypełniona i bez trudu można określić płeć wszystkich kanarków. Także rubryka rodzaju intensywności jest w zasadzie kompletna, więc najważniejsze dane o poszczególnych ptakach, w najbliższych dniach wprowadzę do komputera.
Jesień, to także czas rozstań.
Gorsze ptaki muszą zostać sprzedane, co zawsze przychodzi mi z trudem. No bo jak tu rozstać się ze stworzeniami, którym towarzyszyło się od wyklucia? Czekało aż wyrosną, opuszczą gniazdka, usamodzielnią się? Które przyzwyczajało się następnie do przezwyciężenia wrodzonego strachu, nęciło pokarmem, aby nabrały zaufania i przyfrunęły na rękę? Młode kanarki rosły wśród swoich współtowarzyszy, znały na pamięć każdy kąt wolierki, uczyły się rozpoznawać poszczególne rodzaje karmy, walczyły dzielnie między sobą o własną, jak najwyższą pozycję w stadzie… Miały też swoje własne, przytulne miejsca noclegowe na żerdkach lamelowych, budziły się z brzaskiem, popołudniami brały słoneczne kąpiele, a wieczorami zasypiały syte i zmęczone całodzienną aktywnością – słowem były u mnie na swój sposób szczęśliwe i z całą pewnością nie pragnęłyby żadnych zmian. Świadomość brutalnego wyrwania tych ukochanych stworzeń z ich przyjaznego im otoczenia i oddania w cudze, nieznane ręce, zwasze napawa mnie smutkiem. Zwykle nie wiem przecież, co czeka sprzedawane ptaki, muszę zaufać odwiedzającym mnie ludziom, że stworzą im odpowiednie warunki, ale pewności nie można mieć przecież nigdy. Zawsze pytam o szczegóły, proszę o fotki po zaaklimatyzowaniu się sprzedawanych ptaków u nowych właścicieli, wymieniam adresy e-mailowe… Niestety bardzo rzadko otrzymuję potem odpowiedzi…
Zanim zamieszczę ogłoszenie w internecie, czeka mnie jeszcze wstępna selekcja przychówku, w trakcie której wyłonią się najpewniejsi kandydaci do pokazania na tegorocznych wystawach. Nie będzie to łatwe, bo słabych ptaków, jako się rzekło, mam w tym roku niewiele, a klatek terningowych jest zaledwie szesnaście… Myślę, że także pozostałe ptaki podzielę następnie na dwie grupy, a mianowicie na ptaszki definitywnie przeznaczone na sprzedaż i ptaki, które przetrzymam u mnie jeszcze przynajmniej do zimy. To z nich dobiorę także kilka najlepszych kanarków do uzupełnienia stada podstawowego.
Wbrew wcześniejszym obawom, także kanrki żółto-czarne wypadły w sumie bardzo dobrze. Coprawda wśród 18 ptaków tegorocznego przychówku, mam pięć kanarków z niewielką szekowatością, ujawiniającą się na ogół pojedynczymi jasnymi pazurkami, ale na wyraźnego szeka nie wygląda żaden z młodych ptaków; w zasadzie tylko jeden oprócz jasnego pazurka ma dodatkowo jedną, nieco jaśniejszą lotkę… Pozostała trzynastka jest natomiast bez skazy. Ptaki są doskonale wybarwione; przez cały okres młodzieżowego pierzenia się oprócz codziennej zielonki dostawały zółty barwnik – luteinę i to dzięki niej nabrały niezwykle ostrego koloru z lekko cytrynowym akcentem.
Ponieważ nie będę w tym roku wystawiał kanarków żółto-czarnych, już teraz zgłaszają się u mnie pierwsi potencjalni kupcy. Niektórzy próbują rezerwować sobie ptaki, ale ja twardo trzymam się zasady pierwszeństwa zakupu, bez zabawy w żmudną i skomplikowaną rezerwację. Tak się złożyło, że pierwsze dwie samiczki pojadą prawdopodobnie do Polski. Zainteresowany moimi ptaszkami młody polski hodowca, niejaki Andrzej K., zaproponował mi już termin odbioru ptaków, a mianowicie dzień 2 października 2009, który ja następnie potwierdziłem e-mailem.
Sobota, 26.września 2009

fot. Jerzy Kraiński
Dzień selekcji ptaków i umieszczenie potencjalnych kandydatów na wystawy w malutkich klatkach treningowych nie należy do najprzyjemniejszych. Z jednej strony człowiek cieszy się, że wreszcie skończył sie długi i uciążliwy okres pierzenia się, a ptaszki nabrały miłego dla oka wyglądu, z drugiej natomiast strony żal mi tych wybrańców, bo wraz z rozpoczęciem treningu kończy się dla nich ostatecznie okres młodzieńczej wolierkowej beztroski. Paradoksalnie więc dla samych kanarków ładny wygląd wcale nie jest korzystny, bo oznacza radykalne ograniczenie swobody, które średniakom i ptakom słabym zostaje oszczędzone.
Nie cierpię też samej procedury wyłapywania poszczególnych kanarków. Oznacza ona bowiem długie kwadranse totalnej paniki w wolierkach i prawie zawsze połączona jest z jakimś niespodziewanymi zdarzeniami. Ucieczki na pokój, kontuzje przy okazji dzikich manewrów i utrata pojedynczych piórek to tylko niektóre z tych najłagodniejszych…
Dodatkową trudność stanowi ogólne zamieszanie i podobieństwo ptaków, więc często zostaje schwytany nie ten, którego miało się na oku i trzeba go ponownie wypuścić. Do wyłapywania ptaków używam specjalnej siatki na kiju, podobnej do tej na motyle, którą moje ptaki poznały już przy okazji sporadycznych „ucieczek“ z wolierek, więc na sam jej widok reagują rozpaczliwą paniką. Jeśli zachodzi konieczność „wyłowienia“ pojedynczego kanarka nie ma specjalnych problemów, ale w czasie selekcji procedura kolejnych „polowań“ przeciąga się zwykle, a stado robi się coraz bardziej dzikie. Sprawnemu przebiegowi „zgarnięcia“ w siateczkę właściwego kanarka utrudnia dodatkowo wyposażenie moich wolierek, w których pod dachem znajdują się szeregowe żerdki lamelowe z wąskimi przedziałami. Chociaż są to dobre i wygodne żerdki noclegowo-wypoczynkowe, to jednak przy wyłapywaniu bardzo mi przeszkadzają. Moje ptaki szybko zorientowały się bowiem, że siedząc w tych wąskich boksach są dla znacznie szerszej siateczki nieosiągalne, więc czmychają na nie podczas wyłapywania i trzeba się nieźle natrudzić, zanim sie je z tych boksów przegoni…
Zaraz z samego rana odkurzyłem puste klatki terningowe, przetarłem na mokro karmidełka, nasypałem w nie mieszanki ziaren, a do poidełek nalałem świeżej wody. Dna klatek wysypałem czystym pisakiem. Następnie, na podstawie rejestru lęgów i tabeli obserwacji przychówku, sporządziłem sobie szkic rozmieszczenia poszczególnych ptaków i rozpocząłem wyłapywanie. Dla wyciszenia stadka przysłoniłem okno żaluzją. Na szczęście tym razem wszystko odbyło się stosunkowo sprawnie, pomyliłem się zaledwie kilka razy. Szesnaście klatek treningowych dość szybko zapełniło się kanarczą elitą. W jaśniejszych klateczkach segmentu przy oknie umieściłem ptaki najładniejsze, czwórkami i z podziałem na rodzaj intensywności. W dalszych klateczkach znalazły się ptaki nieco słabsze, ale ciągle jeszcze, moim zdaniem, godne wstępnego wyselekcjonowania. Po upływie niecałej godziny akcja została zakończona.
Obsada wolierek przerzedziła się znacznie; z każdej ubyło dokładnie po osiem ptaków. Pozostałym będzie teraz o wiele swobodniej, a i sprzątać nie trzeba będzie tak często jak dotychczas. Oczywiście selekcja nie jest ostateczna, bo w zależności od zachowania wybranych kanarków i przebiegu treningu, mogą jeszcze nastąpić jakieś drobne korektury i przetasowania, poza tym ostateczne decyzje i tak rezerwuję dla Svena. Wczoraj przysłał mi wiadomość, że odwiedzi mnie w czasie weekendu 17-18. października.
Rozpoczęcie treningów przedwystawowych oznacza dla mnie także więcej pracy, niż było to w czasie, gdy wszystkie ptaki siedziały razem w wolierkach. Wymianę mieszanki ziaren i wody będę musiał wykonywać wieczorami, bo rano przed pójściem do pracy nie byłoby na to czasu, tym bardziej, że dni są coraz krótsze. Już teraz zadawanie porannej świeżej karmy przeprowadzałem częściowo po ciemku.
Wtorek, 29. września 2009
Oswajanie kanarczej „elity“ w boksach treningowych przebiega nadzwyczaj łagodnie i w zasadzie bezproblemowo. Większość ptaków już po trzech dniach nie zdradza żadnych objawów paniki. Zaledwie trzy, może cztery kanarki są jeszcze nieco rozbiegane, pozostałe natomiast zachowują się całkiem spokojnie, skaczą sobie po dnie, zbierają ziarenka piasku, doskonale radzą sobie z nieznanymi im wcześniej z wolierek zewnętrznymi karmidełkami.
Myślę, że decydujący wpływ na te pozytywne zachowania miały nasilające się w ostatnim czasie wolierkowe walki terytorialne, o których wspominałem już wcześniej. Teraz „elita”, składająca się głównie z samczyków, ma swoje własne rewiry (klatki), więc ptaki koncentrują się na ćwiczeniu śpiewu. Zupełnie przypadkowo otrzymały nawet dobrego nauczyciela – żólto-czarny, zeszłoroczny samczyk, protoplasta wszystkich moich „oliwek“ kończy właśnie pierzenie się i bardzo głośno i intensywnie śpiewa. Robi to prawdopodobnie z nudów, bo tak się jakoś złożyło, że ma do dyspozycji największy „rewir”, gdyż został zakwaterowany do sporej fruwalki stojącej na metalowej wolierce. Tak więc młode samczyki słysząc ten mocny, donośny śpiew, wtórują mu coraz głośniej, odważniej i poprawniej. Czasem śpiewa na raz 10 -15 ptaków i wtedy muszę szybko zamykać okno, żeby nie narazić się sąsiadom…
Takie śpiewacze popisy w większej grupie są nawet bardzo wskazane, bo oswajają ptaki z hałasem. W przyszłym tygodniu i tak zamierzałem rozpocząć przygotowania w tym kierunku; mam już gotową płytkę CD ze sklonowanymi nagraniami odgłosów wystawy z Mistrzostw Niemiec w 2008 roku, którą będę systematycznie odtwarzał, najpierw nieco ciszej i tylko przez krótsze okresy czasu, a potem coraz głośniej i dłużej.
Pracy jest teraz bardzo dużo. Wszystkie kanarki obok mieszanki podstawowej nadal otrzymują barwiony pokarm białkowy, więc zadawanie karmy trwa o wiele dłużej. Do codziennego mycia i napełniania kilkudziesięciu karmidełek i wymiany wody w takiej samej ilości poidełkach, dochodzi jeszcze przygotowanie zielonek, jarzynek i owoców. Wszystko to trzeba z rana podzielić na niewielkie porcje, co również zabiera sporo czasu. Cieszę się więc, że chociaż sprzątać muszę teraz nie częściej niż raz w tygodniu; boksy treningowe mają co prawda wymiary klatek wystawowych, ale są od nich o wiele głębsze, więc kanarki nie zabrudzają ich zbyt szybko.
Poniedziałek, 5 października 2009

Ptaszek sfotografowany z obu stron
► Zgodnie z umową w zeszły piątek dwie żółto-czarne samiczki pojechały do Polski. Ponieważ miały zostać odebrane późnym wieczorem, jeszcze przed zapadnięciem zmroku wyjąłem je z fruwalki i przyciąwszy im nieco pazurki, umieściłem w osobnej przenośnej klateczce. Po ptaszki zgłosiła się atrakcyjna młoda dziewczyna, znajoma pana Andrzeja K., więc rozstanie nie było przynajmniej zbyt smutne Musiałem wypożyczyć tej pani własną klatkę, bo kilkugodzinna podróż w kartoniku mogłaby dla samiczek skończyć się tragicznie.
Już w sobotnie popołudnie otrzymałem potwierdzenie odbioru ptaków przez polskiego hodowcę. Pan Andrzej był zadowolony z zakupu i jakości ptaszków, a także polecił się na przyszłość, gdybym dalej hodował kanarki tej odmiany. Odpisałem, że „oliwki” nie tylko wejdą na stałe w skład mojego stada podstawowego, ale myślę nawet o dokupieniu kilku ptaków od Fabio Perriego, który w tym roku znowu jest absolutnym faworytem do wszelakich tytułów mistrzowskich, a który zeszłej jesieni obiecał mi właśnie kilka kanarków żółto-czarnych.
Czarne ptaki Fabio Perriego, zarówno czerwono-czarne jak i żółto-czarne, zrewolucjonizowały dotychczasowe standardy tej rasy i odznaczają się optymalną szeroką melaninią upierzenia; paski rysunku na grzebiecie i flankach ptaka są wyjątkowo szerokie i mają bardzo ostre kontury, czyli są takie, jak tego wymaga obecny standard.
Wyżej prezentuję fotkę jego ptaka, który w zeszłym roku (2008) uzyskał najlepszą ocenę na https://lh6.ggpht.com/_37w…międzynarodowej wystawie w Philippsburgu, określanej jako europejska Championsleague (Liga Mistrzów) kanarków barwnych. Zdjęcie zostało wykonane przez mieszkającego na stałe w Monachium, włoskiego fotografa Alessandro De Santis, który specjalizuje się właśnie w fotografowaniu kanarków i prowadzi bezkonkurencyjną stronę o tej tematyce w internecie ( https://www.kanarien-seite.de/ )

fot. Jerzy Kraiński
No cóż, do tej klasy moim „oliwkom” jeszcze bardzo dużo brakuje, chociaż dla mnie są „najpiękniejsze na świecie” Wczoraj wykonałem kilka zdjęć tych ptaków. Oto niektóre z tych fotek:

fot. Jerzy Kraiński

fot. Jerzy Kraiński
Środa 7 października 2009
Wczoraj dostałem pocztą zaproszenie na otwarte Mistrzostwa Gór Rudawych (Erzgebirge Meisterschaft) 2009. Odbędą się one w dniach od 29.10 do 1.11.09 w jednej z dzielnic Chemnitz (dawne Karl-Marks-Stadt), Klaffenbachu. Wynajęto do ich przeprowadzenia wielką salę restauracji pod nazwą Pałac Kryształowy (Krystallpalast). Organizatorem mistrzostw jest Związek Hodowców Zachodniego Harzu, który zrzesza kilka dużych związków i stowarzyszeń lokalnych tamtego regionu, między innymi zrzeszenie ze Stollbergu, którego jestem członkiem. Związek Hodowców Zachodnich Gór Rudawych (Erzgebirge) znany jest z bardzo dynamicznej pracy i wielu innowacyjnych projektów, a przewodniczy mu… Sven Pukat. Zawsze przy okazji tej imprezy obok współzawodnictwa indywidualnego porównuje się ze sobą osiągnięcia kilku związków lokalnych, przyznaje się punkty i nanosi się do specjalnej tabeli rozgrywek. W ten sposób powstaje coś w rodzaju „ligi” stowarzyszeń lokalnych, która trwa przez cały sezon wystaw, aż do Mistrzostw Niemiec w styczniu następnego roku. Stowarzyszenie, które na końcu rozgrywek uzyskuje najwięcej punktów (wystawia najlepsze ptaki), zdobywa tytuł mistrza i obok okazałego pucharu otrzymuje jako nagrodę pewną niemałą sumę pieniędzy, które może wykorzystać na własne cele stowarzyszeniowe.
Wraz z zaproszeniem otrzymałem formularz zgłoszeniowy, który muszę oddać w terminie do 24.10.2009. Tak więc odwiedziny Svena u nas, które będą miały miejsce kilka dni wcześniej wykorzystam do szczegółowego omówienia także i tej sprawy. Zupełnie niespodziewanie sezon wystawowy zacznie się więc dla mnie już za trzy tygodnie… Dobrze, że trening kandydatów przebiega tak bezproblemowo; żaden z ptaków nie wykazuje już żadnych objawów paniki, wszystkie są spokojne i zaraz po wyłonieniu ostatecznej ekipy będę mógł rozpocząć przyzwyczajanie ptaków do klatek wystawowych.
Oswajanie ptaków z hałasem rozpocząłem zgodnie z planem już w poniedziałek. Tak jak przypuszczałem moje kanarki reagują na odtwarzane im nagrania bardzo głośnym śpiewem, co jeszcze bardziej podnosi poziom hałasu. Myślę, że i ten aspekt wystawowego stresu da się wkrótce całkiem dobrze opanować…

fot. Jerzy Kraiński
Niedziela, 11. padziernik 2009
Wczoraj po weekendowych porządkach postanowiłem przyjrzeć się moim ptaszkom nieco dokładniej pod kątem formy ciała. Przed dwoma dniami napisał do mnie redaktor polskiego wydania Exoty, pan Robert S. z propozycją opublikowania wywiadu z Fabio Perrim, który przeprowadziłem jesienią zeszłego roku. Sprawa przeciągała się nieco, ale wygląda na to, że w następnym numerze ukaże się jednak pierwsza część tego ciekawego wywiadu, a w numerze styczniowo-lutowym jego dokończenie. W związku z tym byłem zmuszony przejrzeć materiał raz jeszcze i natrafiłem na pytanie o najważniejsze kryterium oceny kanarkow barwnych. Fabio twierdzi, ze najważniejsza jest forma ptaków, bo ona jako pierwsza rzuca się w oczy oceniającego kanarka sędziego. Postanowiłem więc popatrzeć na moje ptaki właśnie pod tym kątem. Oczywiście na pierwszy plan poszła grupa kandydatów na wystawy, która zajmuje boksy treningowe. Raz jeszcze krytycznie oceniłem jakość ptaków i okazało się, że prawdopodobnie będę jednak musiał dokonać pewnych przetasowań. Przed dwoma tygodniami wybierałem kanarki w czasie, gdy jeszcze nie wszystkie były do końca wypierzone, więc ptaki, które wymieniały piórka na główce automatycznie nie „załapały się” podczas tej wstępnej selekcji. Teraz wszystkie kanarki mają już ostateczne upierzenie i okazało się, że wśród tych pozostawionych w wolierkach jest kilka kanarków o wiele ciekawszych niż te wyselekcjowane wcześniej do klatek treningowych…

fot. Jerzy Kraiński
Nie bardzo wiem, co zrobić. Chyba jednak poczekam do następnego weekendu, czyli do przyjazdu Svena. Całkiem możliwe, że każe mi dokonać jakichś przetasowań, więc żeby nie stresować ptaków już teraz, wstrzymam się z ostatecznym wyborem do soboty…
Poniżej zamieszczam fotki dwóch pewnych kandydatów na wystawy. Zrobiłem je dzisiaj rano, umieszczając ptaszki w jednej z klatek wystawowych. Oba kanarki odznaczają się właśnie nienaganną formą, którą odziedziczyły po ptakach Fabio Perriego. Szczególnie ptak nieintensywny ma optymalną postawę, a poza tym gładkie, ściśle przylegające upierzenie, które u kanarków „B” nie występuje zbyt często. Jedna z fotografii pokazuje doskonale wybarwione podbrzusze kanarka intensywnego… To właśnie w tych okolicach u ptaków „A” nie powinno być żadnych piórek białych, niewybarwionych…
Niedziela, 18. października 2009
Zgodnie z umową wczoraj odwiedził mnie Sven Pukat. Przyjechał do Berlina wraz z dwoma synami i przyjaciółką już w piątek, zatrzymując się w hotelu. Ponieważ w Niemczech od tego weekendu rozpoczęły się dwutygodniowe ferie jesienne, Sven postanowił pokazać rodzinie stolicę. Już w piątek zwiedzili centrum wraz ze słynną Bramą Branderburską i nowowybudowaną dzielnicą rządową wraz z Bundestagiem, w sobotę po wizycie u nas planowali wjazd na wieżę telewizyjną, a w niedzielę przewidziana była wizyta w berlińskim ZOO i Oceanarium. Do domu mają wrócić dopiero w poniedziałek.
Sven przywiózł mi przy okazji zamówiony u niego towar, a więc cztery dalsze klatki wystawowe, odpowiednie torby do tychże klatek, pokarm białkowy Blanco Espagnol, mieszankę ziaren i jeszcze kilka innych drobiazgów.
Oczywiście zaraz po krótkim odpoczynku i wypiciu obligatoryjnej kawy, obaj ze Svenem zniknęliśmy w pokoju kanarkowym. Nasz gość był bardzo zadowolony z jakości moich ptaków. Oglądał dość długo poszczególne wolierki i klatki po czym wypowiedział zdanie, które miłe jest uszom każdego ambitnego hodowcy: „Muszę powiedzieć, Jurek, że ty praktycznie nie masz ptaków słabych – wszystkie są na bardzo przyzwoitym poziomie“! Potem wnieśliśmy do pokoju osiem klateczek wystawowych i rozpoczęła się indywidualna ocena wybranych przeze mnie wcześniej kandydatów na tegoroczne wystawy. Uprzedziłem Svena, że wyboru dokonałem w czasie, gdy część kanarków trzeciego lęgu kończyła jeszcze młodzieżową wymianę piór, więc może się zdarzyć, że któryś z ptaków znajdujących się w wolierce wyda się mu lepszy od wybranych i trenowanych od kilku tygodni kandydatów w pojedynczych boksach… Sven chciał dodatkowo wiedzieć ile kanarków zamierzam pokazać, a gdy odparłem, że myślałem o dwóch porządnych kolekcjach, tzn. jednej z ptakami intensywnymi (A) i drugiej z nieintensywnymi (B), Sven wybrał do klatek wystawowych najpierw osiem najładniejszych kanarków A, a potem rozpoczął bardzo szczegółową ocenę indywidualną poszczególnych ptaków. Poprosiłem go o głośne komentowanie, tak, abym i ja zapoznał się z kryteriami jego ocen. Klateczki postawiliśmy na specjalnie przygotowanym stoliku, Sven brał każdą do ręki, podchodził do okna i w dobrym świetle dziennym półgłosem komentował wygląd ptaka, jego zalety i odnalezione mankamenty. Bardzo szybko zorientowałem się, że najważniejszym kryterium była jakość melaniny, zarówno tej szerokiej, a więc pasków i piór długich, jak i tej powierzchniowej, która stanowi o ogólnym ciemnym wrażeniu ptaków czarnych. Chociaż prawie wszystkie kanarki odziedziczyły dobrą melaninę po ptakach Fabio Perriego, przy dokładniejszym przyjrzeniu się i bezpośrednim porównaniu kanarki różniły się między sobą dość znacznie. Sven przesuwał klateczki, gorsze ptaki stawiając na końcu. Następnie rozpoczęło się „polowanie“ na ewentualne resztki nieintensywnego przyprószenia, które u ptaków intensywnych oznacza znaczne straty punktowe lub wręcz dyskwalifikację. Na karcie oceny kryterium to ukrywa się pod terminem „kategoria“, za którą można uzyskać maksymalnie 15 punktów. Najczęściej takie śladowe przyprószenie zdarza się w najjaśniejszych regionach upierzenia, czyli pod ogonkiem w okolicach kloaki i to tym obszarom Sven przyglądał się najuważniej. Raz czy dwa razy wyjął nawet „podejrzanego“ ptaka z klatki, odwracał go na grzbiet i bardzo dokładnie sprawdzał jakość upierzenia, rozdmuchując je dla lepszej oceny.
W którymś momencie spytałem go o jakość postawy moich ptaków, tak bardzo podkreślanej w rozmowie ze mną przez Fabio Perriego, jako niezwykle istotne kryterium. Sven uśmiechnął się i odparł, że tą ocenił jako pierwszą, zaraz na samym wstępie po wpuszczeniu ptaków do klateczek wystawowych. „Wiesz, postawę i jakość wybarwienia widzi się natychmiast i wcale nie trzeba się długo ptakom przyglądać, żeby ocenić te rzeczy” – powiedział i dodał zaraz: „ wszystkie twoje ptaki przyjmują właściwą postawę, i są nienagannie wybarwione”.
Przy ocenie jakości upierzenia Sven największą uwagę zwracał na jakość rysunku; tak na grzbiecie ptaków, jak i na flankach. Wyjaśnił mi, że paski na grzbiecie nie powinny być przerwane i w miarę równomiernie rozłożone, natomiast jakość pasków na flankach ptaków jest – jego zdaniem – jeszcze bardziej istotna. Także te paseczki nie powinny być przerywane i zbyt krótkie. Całkowity brak pasków na bokach przynosi bardzo znaczne straty punktowe, które są praktycznie nie do odrobienia w innych kategoriach. Podobno niektóre z kanarków mają tylko dwie kreseczki tuż pod skrzydłem, ale są też takie, które pod tymi dwiema mają jeszcze trzecią krótką i te zwykle oceniane są najwyżej.
Tak jak przy poprzednich ocenach, znowu w ruch poszły klateczki, ale tym razem Sven oddawał mi kolejno ptaki, które jego zdaniem definitywnie odpadły „z konkurencji”… W końcu na stoliku pozostało tylko pięć klatek… Mój gość przyglądał się ptakom przez kilka minut, po czym stwierdził: „Wiesz, mamy problem, bo ten ptak (tu wskazał najbardziej zewnętrzną klateczkę) zbyt mocno wyróżnia się pozytywnie od pozostałych. To jest bardzo dobry kanarek i chyba trzeba go będzie wystawić w konkurencji indywidualnej.” Naturalnie chciałem wiedzieć dlaczego; na mój „chłopski rozum” bardzo dobry ptak może przecież w sposób znaczący podnieść łączną liczbę punktów całej kolekcji. Okazało się, że zwykle dzieje się odwrotnie. Właściwy dobór ptaków polega na tym, aby w kolekcji wszystkie kanarki były na wysokim, ale jednocześnie wyrównanym poziomie; w przypadku gdy jeden z ptaków zbyt mocno „odstaje” w górę od pozostałych, dla podkreślenia tej różnicy sędziowie zwykle zupełnie podświadomie zaniżają punktację pozostałej trójki. Poza tym obcinają punkty za zharmonizowanie całej kolekcji. Sven posłużył się prostym przykładem: „Wyobraź sobie, że masz komplet dobrych, równych ptaków w kolejności 90+89+89+88 pkt. Razem jest to zatem 356 pkt. Za dobre dobranie kolekcji dostajesz 5-6 pkt. i uzyskujesz porządny wynik łączny w wysokości 361 – 362 pkt. Mając w kolekcji jednego ptaka wybitnego, ocenionego powyżej 90 pkt. może dojść do sytuacji, w której reszta ptaków dostanie mniej punktów niż na to zasługuje, właśnie dla podkreślenia różnicy, np. 93+88+87+88. I chociaż również taka konstelacja daje łącznie 356 pkt., to za brak harmonii sędzia z całą pewnością przyzna ci nie więcej niż 3-4 pkt. z 6-ciu możliwych, co zdecydowanie obniży punktację końcową takiej źle dobranej kolekcji.”
I tak to zgodnie z zaleceniem Svena w kategorii ptaków intensywnych na wystawy pojedzie „niezła” wyrównana kolekcja plus intensywny kanarek nr. 19. (ten ze zdjęcia powyżej), czyli najładniejszy ptak mojego tegorocznego przychówku…
Po obiedzie całą procedurę powtórzyliśmy dobierając kanarki nieintensywne. Tym razem obok obligatoryjnej melaniny, najważniejszym kryterium oceny była jakość przyprószenia, które w/g Svena musi pokrywać równomiernie całego ptaka B. Niestety ptaki nieintensywne tendują zwykle w kierunku tworzenia w okolicy dziobka mozaikowej maski, która gdy jest zbyt „mocna” i całkowicie pozbawiona „szronu”, zawsze przynosi punkty ujemne. Po wielu kolejnych „roszadach” i tym razem polegających na kolejnym przesuwaniu klateczek z ptakami, Sven wybrał mi cztery kanarki i jednego ptaka rezerwowego. Ponieważ pozostały mi jeszcze trzy wolne klateczki, których w sumie mam 12, dobraliśmy jeszcze trójkę ptaków żółto-czarnych do konkursu indywidualnego: dwie intensywne samiczki i nieintensywnego samczyka. Prawdę powiedziawszy, nie miałem zamiaru wystawać w tym roku kanarków oliwkowych, ale Sven twierdził, że takie „urozmaicenie” zawsze dobrze świadczy o hodowcy, a ptaki są niezłe, więc dlaczego nie miałbym spróbować… Zgodziłem się więc, ale nie spodziewam się żadnych niespodzianek. Na koniec Sven pomógł mi wypełnić formularz zgłoszeniowy na Mistrzostwa Harcu, i od razu uregulowaliśmy wszystkie inne niezbędne formalności.
Zaraz po wyjeździe naszych gości rozmieściłem wybrane ptaki w pojedynczych klatkach treningowych, a ponieważ trzy klateczki z szesnastu jakie mam do dyspozycji były wolne, umieściłem w nich wypierzone już i coraz bardziej agresywne samczyki z tegorocznych parek…
Tak więc wizyta mojego niemieckiego przyjaciela była dla mnie niezwykle pożyteczna; dowiedziałem się mnóstwa nowych rzeczy i zupełnie inaczej patrzę teraz na moje ptaki. Nawet gdyby selekcja nie przełożyła się na dobre oceny ptaków przez sędziów, wiem, że na wystawy pojadą ptaki najlepsze z tych, które aktualnie posiadam. Mogę też powoli przygotowywać się do wyprzedaży hodowlanych nadwyżek…
Już za dwa tygodnie wybrane kanarki przejdą zatem swój „chrzest bojowy” na Mistrzostwach Erzgebirge (gór Rudawych) w Chemnitz; potem, jak dobrze pójdzie pokażę je w Drezdnie na Mistrzostwach Saksonii, a następnie w styczniu na 62. Mistrzostwach Niemiec w Bad Salzuflen…

fot. Jerzy Kraiński
Niedziela, 25 października 2009
Wczoraj dokonałem wstępnego wyboru ptaków do hodowli w przyszłym sezonie lęgowym. Postanowiłem pozostawić sobie sześć parek kanarków czerwono-czarnych i dwie parki żółto-czarne. Są wśród nich naturalnie wszystkie ptaki zakupione u Fabio Perriego, które w przyszłym roku skojarzę ze sobą, a także cztery odpowiednio dobrane parki kanarków własnego chowu. Dokonanie wyboru ptaków stało się konieczne, bo w ostatnich dniach zgłaszają się już pierwsi potencjalni nabywcy, którzy chcieliby kupić u mnie młode kanarki tegorocznego przychówku. Trzeba było więc pozostawić w wolierkach tylko kanarki przeznaczone na sprzedaż i sporządzić odpowiednie „listy obecności“ z najważniejszymi danymi o siedzących w nich ptakach, żeby przy doborze sprzedawanych kanarków uniknąć niepotrzebnych komplikacji.
W większej wolierce drewnianej pozostało 18 kanarków czerwono-czarnych; dokładnie połowa z nich to samiczki, a druga połowa – samczyki. W znacznie mniejszej wolierce metalowej jest 10 kanarków. Także i tutaj płeć rozłożona jest dokładnie po połowie, ale siedzą w nie również dwa szekowate samczyki zółto-czarne, które od zjadania kantaksantyny w pokarmie białkowym nabrały zupełnie innego koloru niż ich oliwkowe rodzeństwo w fruwalkach. Wraz z niektórymi ptakami przeznaczonymi na wystawy będę zatem w tym roku miał do sprzedania dokładnie 30 kanarków czerwono-czarnych oraz 14 kanarków żółto-czarnych. Niestety, wśród tych ostatnich jest także pięć kanarków szekowatych…
Najbardziej ucieszyłem się z faktu, że wśród potencjalnych kupców zgłaszają się także hodowcy z Polski. Prawdopodobnie zaglądają oni na niniejszą stronę i stąd to zainteresowanie. Jak wszystko przebiegnie pomyślnie, już wkrótce w ślad za dwiema oliwkowymi samiczkami do Polski pojedzie aż sześć kolejnych parek. Oczywiście niezależnie od sentymentów związanych z moją dawną ojczyzną, chciałbym też, aby moje ptaki trafiły w dobre ręce i chociaż przy sprzedaży nigdy nie ma się co do tego stuprocentowej pewności, byłbym chyba złym hodowcą, gdybym sobie nie życzył, aby warunki w jakie trafią moje kanarki były jak najlepsze.
Wyprzedaż hodowlanych nadwyżek jesienią konieczna jest także ze względu na coraz bardziej agresywne wobec siebie młode samczyki, które potrafią już bardzo donośnie i poprawnie śpiewać i powoli przygotowują się do walk o własne „rewiry“. W mojej hodowli do takich gonitw i „przepychanek“ dochodzi w obu wolierkach niemalże przez cały dzień… Narazie nie są to jakieś bardzo groźne potyczki, ale i one niezwykle stresują ptaki, więc powolna wyprzedaż na pewno pozytywnie rozładuje coraz bardziej napiętą sytuację…
W przyszły czwartek wybrane przez Svena Pukata ptaki wystawowe pojadą do Chemnitz na Mistrzostwa Gór Rudawych (Erzgebirge). Klateczki wystawowe zaopatrzyłem już w uchwyty kart ocen; we wtorek na dwa dni umieszczę w klateczkach ptaki, aby przyzwyczaiły się do nieco ciaśniejszych warunków. Klatki ustawię na stolikach w przedpokoju, żeby ptaki oswoiły się z większym ruchem i w ogóle zmianą miejsca. Wszystkie kanarki są już w zasadzie spokojne, ale odrobina stresu związanego z wyłapywaniem i zmianą zakwaterowania, na pewno dobrze im tuż przed wyjazdem zrobi. W środę wieczorem wykąpię moją kanarczą elitę po raz ostatni i przesadzę aż do czwartku do nienagannie czystych boksów treningowych. Do klateczek wystawowych przełożę ptaki dopiero przed samym wyjazdem czyli w czwartkowe popołudnie.

fot. Jerzy Kraiński
Wtorek, 27. października 2009
Zaraz po powrocie z pracy do domu, przekwaterowałem kanarki przeznaczone na tegoroczne wystawy do klateczek wystawowych, w których ptaki pozostaną jednak aż do czwartku. Po zmianie czasu na zimowy, w pokoju kanarkowym bardzo szybko zapada zmrok, więc wyłapywanie śpiących już kanarków nie przedstawiało żadnych trudności i przebiegło bardzo sprawnie. Przy okazji dokonałem jeszcze oględzin poszczególnych ptaków i zdjąłem im dodatkowe, kolorowe zaciskowe obrączki. Trzy rzędy klatek wystawowych ustawionych piętrowo w odrębnym pokoju zaopatrzyłem wcześniej w szyldy z numerami poszczególnych kanarków, tak, aby każdy trafił do własnej klatki. Ptaki po tak nagłym przebudzeniu szamotały się w klateczkach dość gwałtownie, ale w miarę upływu czasu uspokajały sie, a niektóre zainteresowały się nawet mieszanką ziaren w podłużnych karmidełkach. Zrobiłem kilka zdjęć, a następnie przy pomocy ręcznego dimmera (ściemniacza) powoli zgasiłem´w pokoju światło.

fot. Jerzy Kraiński
W czwartek biorę sobie dzień urlopu i od rana przygotuję ptaki do transportu na wystawę w Chemnitz. Najpierw wykąpię je po kolei przy pomocy spryskiwacza, pozwolę wyschnąć im w boksach treningowych, klateczki wystawowe dokładnie wyczyszczę i wysypię świeżym piaskiem. Zadam karmę i przesadzę do nich suche juz kanarki. Być może natrę nóżki ptaków oliwką, aby nabrały przyjemnego dla oka połsku. Do Chemnitz wyjadę koło południa. Przyjmowanie ptaków wystawowych przewidziano dopiero na godzinę 14.00 i ma ono trawć aż do 19.00, więc nie będę się musiał specjalnie spieszyć.
W sobotę z samego rana wyruszę ponownie do Chemnitz, aby obejrzeć sobie wystawę, wziąć udział w specjalnym wieczorze hodowców, na którym zostaną ogłoszone oficjalne wyniki, a potem przenocuję w hotelu, żeby następnego dnia w niedzielę spotkać się i porozmawiać z uczestnikami wystawy i jej organizatorami. Obok obligatoryjnego aparatu fotograficznego, zabiorę ze sobą także kamerę video, żeby sfilmować całą imprezę, a potem w spokoju przeanalizować nagrany materiał.
Moje własne oczekiwania są bardzo skromne. Byłbym niezmiernie zadowolony, gdyby któryś z moich ptaków uzyskał ocenę powyżej 90 pkt., a kilka innych oceniona zastała nieco poniżej, czyli gdzieś w granicach od 86 do 89 punktów… To takie moje osobiste „maksimum“ – wszystko inne w sensie pozytywnym byłoby naprawdę miłą niespodzianką.

Fot. Jerzy Kraiński
Piątek, 30 października 2009
Wczoraj zawiozłem kanarki na pierwszą w tym sezonie wystawę.
Do południa wymyłem raz jeszcze klateczki wystawowe, „wykąpałem” spryskiwaczem do kwiatów moją „elitę”, którą po wyschnięciu i ułożeniu piórek wpuściłem ponownie do klateczek wystawowych. Klatki poukładałem czwórkami w trzech specjalnych torbach, które doskonale zmieściły się w moim niewielkim aucie. Oczywiście trzeba było położyć tylne siedzenia, więc aby torby leżały w poziomie, bagażnik wyłożyłem zwiniętymi kocami i innymi miękkimi materiałami, przez co klatki uzyskały dodatkową amortyzację.
W samo południe wyruszyłem do Chemnitz. Pogoda nie była najlepsza, mżył drobny deszcz, ale trzygodzinna podróż przebiegła bez zakłóceń. Miasto Chemnitz (dawne Kalr-Marx-Stadt) leży u podnóża Pasma górskiego Rudawy, więc teren jest juz nieco pagórkowaty, a sam Krystallpalast, w którym odbędą się mistrzostwa, leży na niewielkim wzgórzu, z którego rozciąga się piękna panorama położonego w niewielkiej kotlinie miasta.

fot. Jerzy Kraiński
Procedura rejestracji i przyjęcia ptaków przebiegła bezproblemowo i sprawnie. Potem miałem jeszcze okazję porozmawiać chwilę ze Svenem, a także przewodniczącym mojego macierzystego związku, Uwe Herrmannem. Obaj panowie raz jeszcze obejrzeli sobie moje ptaki, po czym przedstawiony zostałem znanemu saksońskiemu hodowcy kanarków czarnych, Helmutowi Jistlowi. Ponieważ spieszyłem się do domu, na nieco szerszą rozmowę umówiliśmy się na sobotę, podczas uroczystego ogłoszenia wyników i wieczoru hodowców. Bardzo zależało mi na nawiązaniu właśnie tego kontaktu, bo ptaki Helmuta Jistla są bardzo dobre, wyróżniają się wyjątkową wielkością jak i doskonałą postawą; jedyny drobny mankament to niezbyt szeroka melanina rysunku. Tą z kolei mają moje kanarki po ptakach Fabio Perriego, więc zarówno Helmut jak i ja zainteresowani jesteśmy wymianą ptaków hodowlanych w przyszłości.
Na koniec Sven poprosił mnie o zrobienie krótkiego filmu z Mistrzostw, który Związek Hodowców Zachodnich Rudaw będzie chciał umieścić na swojej, tworzonej właśnie stronie internetowej. Oczywiście zgodziłem się chętnie, bo i tak miałem zamiar sfilmować cała imprezę dla własnych potrzeb, więc przycięcie krótkiego filmiku reklamowego, nie będzie przedstawiało żadnych trudności.

fot. Jerzy Kraiński
Piątek, 30. października – niedziela, 1. listopada 2009
Założony przeze mnie plan został wykonany w zadawalającym rozmiarze. Wszystkie moje ptaki uzyskały dobre oceny od 87 punktów wzwyż. Punktacja rozłożyła się bardzo równomiernie, dokładnie po trzy kanarki uzyskały odpowiednio po 87, 88, 89 i 90 punktów. Ponieważ dwa kanarki z najwyższą punktacją znalazły się w kolekcji kanarków czerwono-czarnych intensywnych, cała kolekcja zdobyła łącznie 358 punktów i wynikiem tym uplasowała się na drugim miejscu w kategorii ptaków czarnych. Zwyciężyła kolekcja Helmuta Jistela, która uzyskała tylko o trzy punkty więcej, czyli 361. Helmut „pokonal“ mnie głównie jakością części rogowych ptaków, czyli niesamowicie wprost czarnymi nóżkami i dziobkami. Jeden z jego kanarków otrzymał aż 14 punktów za formę i w ten sposób cała kolekcja zwyciężyła wśród pięciu innych, a najlepszy, świetnie się prezentujący ptak tejże kolekcji z 91 punktami otrzymał dodatkowo tytuł championa. Sven Pukat twierdzi, że tak ciemne części rogowe ptaków uzyskać można jedynie przez odpowiednie karmienie i systematyczne dawki słońca. Ponieważ zna on hodowlę Helmuta Jistela, zdradził mi, że hodowca ten przez całe lato, aż do jesieni skarmia systematycznie rdest, który specjalnie zasadził w ogrodzie niedaleko wolier z ptakami.

fot. Jerzy Kraiński
Wierzę mu, bo i wolierki zewnętrzne ptaków Fabio Perriego porośnięte są na zewnątrz rdestem, a jego ptaki także odznaczają się doskonałą czernią części rogowych i bardzo ciemną melaniną rysunku. Kiedy Sven dowiedział się, że ja rdest podaję ptakom w formie sproszkowanej wraz z algami morskimi, spytał, czy nie mam możliwości skarmiania świeżo zerwanej rośliny, bo w takiej formie rdest jest podobno jeszcze skuteczniejszy. Ptaki jedzą go bardzo chętnie, jak zresztą każdą zielonkę, a świeżo zerwany rdest posiada dodatkowo wiele cennych witamin, których brakuje mu w formie sproszkowanej. Ważny jest też rodzaj rdestu, który w naturze występuje w wielu gatunkach; podobno najlepszy jest rdest wielkolistny, ten, który pnie się po drzewach, ścianach i płotach… Chyba rzeczywiście rozejrzę się w naszej zielonej okolicy za tą rośliną; musiałaby ona jednakże rosnąć gdzieś w pobliżu, bo zerwana, stosunkowo szybko więdnie i nie nadaje się potem do skarmiania.

fot. Jerzy Kraiński
Ciekawe, że podobnie jak Fabio Perri również Sven i Helmut Jistel, uważaja, że wpływ słońca na jakość melaniny jest niezwykle istotny. Podobno promenie słoneczne bardzo skutecznie likwidują brązową melaninę upierzenia, a jeśli chodzi o części rogowe, pod wpływem słońca zachodzi coś w rodzaju „opalania się“, czyli wyraźnego przycenienia powierzchni nóżek i dziobka… Oczywiście nie trzeba przesadzać, bo zbyt duża dawka słońca może spowodować niekorzystne „wyblaknięcie“ farby tłustej (lipochromowej); najlepiej jeśli ptaki same regulują sobie nasłonecznienie, tzn. jeśli mają możliwość przebywania w częściowo tylko zadaszonych wolierach zewnętrznych i sytematycznie korzystają z możliwości słonecznych kąpieli. Jedna z moich wolierek pokojowych jest tak ustawiona, że latem od wczesnego popołdnia, aż do zachodu wpada do niej przez szeroko otwarte okno słońce, więc będę musiał zadbać o to, aby przyszłoroczne młode kanarki korzystały z kąpieli słonecznych częściej iż te z lat poprzednich. Dotychczas w obawie przed słońcem, każdego lata zasłaniałem okno jasną zasłoną, ale posłucham bardziej doświadczonych kolegów i w przyszłym roku zadbam o odpowiednio dłuższe seanse słoneczne…

fot. Jerzy Kraiński
Pozytywnie zaskoczył mnie jeden z kanarków żółto-czarnych, nieintensywny samczyk, który niespodziewanie uzyskał ostatnią z trzech dziewięcdziesiątek i zajął wysokie, 3. miejsce w bardzo licznie obsadzonej kategorii pojedynczych kanarków barwnych. Nie spodziewałem się tego wcale, tym bardziej, że i tak dalszą hodowlę tej odmiany chcę oprzeć głównie na ptakach zakupionych u Perriego. Również jedna z dwóch intensywnych samiczek „spisała się“ nieźle i uzyskala 89 punktów i tylko trzeci ptaszek „odstawał“ nieco od tej dwójki z „zaledwie“ 87 punktami. Teraz zastanawiam się całkiem poważnie, czy nie pokusić się o skompletowanie kolekcji tych ptaków, lub nie spróbować dodać dwa inne i nie wystawić czwórki „oliwek“ do konkursu indywidualnego na Mistrzostwach Saksonii, ktore odbędą się w pierwszej dekadzie grudnia w Lipsku. Czasu na trening jest jeszcze sporo, więc muszę to dokładnie rozważyć.
Natomiast wystawiony do indywidualnej oceny wyjątkowo podobający się nam ptaszek intensywny został przez sędziego oceniony „tylko“ na 88 punktów. Podobno sędzia dopatrzył się jakichś niewielkich rozjaśnień z prawej fanki tego ptaka, które kosztowały go 2-3 punkty ujemne. No cóż, muszę się z tym pogodzić; być może wbrew uprzednim argumentom Svena włącze tego kanarka do kolekcji w miejsce ptaka z najniższą punktacją, licząc na to, że inny sędzie okaże się mniej „spostrzegawczy“ .
Tak w ogóle, to Sven, który pomagał mi przecież w ostatecznym wyborze, zachęcił mnie do wymiany słabszych ptaków na inne, przypominając, że mam sporo zupełnie rozsądnych ptaków alternatywnych. Trochę się tego boję, bo z braku rutyny mogę przeoczyć taką czy inną istotną wadę, ale z drugiej strony nawet gdybym się pomylił, nabiorę większego doświadczenia, ucząc się na własnych błędach.
Wręczenie nagród i dyplomów odbyło się w wynajętej dużej sali Krystallpalast, a ja całą uroczystóść zfilmowalem kamerą video. Przy okazji tych mistrzostw odbyło się tzw. współzawodznictwo porównawcze (Vergleichskampf) czyli „mecz“ na punkty dwóch dużych związków regionalnych, czyli Związku Hodowców Zachdnich Gór Rudawych ( Bund West-Gebirge ) i Bawarskiego Związku Hodowców z Ingolstadt. Tym razem wygrali dość wyraźnie hodowcy bawarscy, rewanżując się Saksończykom za porażkę w zeszłym roku. Wieczór uatrakcyjniła wspólnie zjedzona kolacja i bardzo ciekawa dyskusja na tematy hodowlane. Poznałem wszystkich swoich kolegów z Koła Hodowców w Stollbergu, wymieniliśmy także wizytówki i adresy e-mailowe.
Czwartek, 5 listopada 2009
W niedzielę znowu będę miał gości. Przyjedzie do mnie dwóch hodowców z Polski, którzy zamówili u mnie aż sześć parek kanarków, w tym jedną żółto-czarną. Mam więc jeszcze trzy dni czasu na ostateczne roszady i wymianę ptaków wystawowych; od niedzieli ubędzie mi 12 ptaszków z grupy tych „alternatywnych”. Spróbuję odizolować wszystkie te ptaki, które pozostaną u mnie, tak aby moi goście mieli swobodny wybór spośród pozostałych w dwóch wolierkach.
W kolekcji kanarków intensywnych, która uzyskała 358 pkt. zdecydowałem się wymienić dwa ptaki z najniższą punktacją, czyli ptaszki z odpowiednio 87 i 88 punktami. W ich miejsce dobiorę dwa kanarki o podobnym natężeniu melaniny, w ten sposób, aby cała czwórka była do siebie bardziej podobna. W ten sposób mógłbym uzyskać nieco więcej punktów za właściwy dobór kolekcji, bo jak widać na karcie ocen, za poprzednie zestawienie dostałem tylko trzy punkty na sześć możliwych. Te zależne już tylko od samego hodowcy punkciki są zwykle niedoceniane, a to właśnie one są często tym przysłowiowym „języczkiem u wagi”, decydującym o klasyfikacji końcowej. Na szczęście mam wśród moich ptaków nawet kilka kanarków, które stanowią korzystną alternatywę; charakterystyczne jest przy tym, że – podobnie jak dwa ptaki z 90 punktami – pochodzą one od tej samej parki, chociaż z różnych lęgów. Cała czwórka zatem będzie rodzeństwem…
W kolecji ptaków B (nieintensywnych) również wymienię dwa ptaki i tutaj wybór będzie trudniejszy, bo kandydatów o podobnym wyglądzie mam kilku… Spisałem sobie numery tych ptaków i chyba będę musiał zastosować metodę podpatrzoną u Svena, a mianowicie przesadzę wszystkie ptaki do klateczek wystawowych i dokonam oceny porównawczej, która w tych klatkach i przy dobrym świetle dziennym jest o wiele łatwiejsza niż w przypadku, gdy wszystkie ptaki znajdują się w wolierkach. Z tym światłem dziennym, to rzeczywiście o tej porze roku jest duży problem. Wskutek coraz krótszych dni i wcześnie zapadających ciemności, nie widzę moich ptaków prawie wcale. Rano, jeszcze po ciemku zadaję karmę i wymieniam wodę i chociaż światło włącza się automatycznie jeszcze przed brzaskiem o godz. 6.30, do pracy wyjeżdżamy już o 7.00, więc na przyjrzenie się moim kanarkom mam zaledwie pół godziny. Z pracy wracamy ok. 17.00, a ponieważ światło w pokoju kanarkowym wyłącza się już o 16.00, wszystkie kanarki śpią, więc również ich nie widuję. Pozostają zatem tylko weekendy, w czasie których sprzątam i robię odpowiednie obserwacje. To jest bardzo niedobra sytuacja, ale – niestety – innych możliwości na razie nie mam. Dopiero w 2012 roku, czyli po moim przejściu na nieco wcześniejszą emeryturę, będę mógł w „normalny” sposób troszczyć się o moje ptaki także jesienią i zimą…
Dzisiejszego ranka przyglądałem także ptakom czarno-żółtym pod kątem ewentualnego skompletowania kolekcji ptaków nieintensywnych. Niestety także i tutaj pojawił się problem maksymalnego podobieństwa kandydatów, bo oprócz wysoko ocenionego ptaka z dobrą, szeroką melaniną, mam jeszcze tylko jednego, który jest do niego podobny. Pozostałe kanarki nieintensywne różnią się właśnie szerokością pasków melaninowych rysunku i te różnice na pewno natychmiast zostałyby zauważone przez sędziów. Dlatego zrezygnuję chyba z kompletowania kolekcji i w Lipsku wystawię cztery ptaki czarno-żółte w konkursie indywidualnym.
Tak w ogóle kwestię moich tegorocznych udziałów w wystawach traktuję zupełnie swobodnie, bez wielkich oczekiwań jakichś oszałamiających sukcesów. Pomijając już fakt, że dalej jestem zdania, iż laury na wystawach nie powinny być celem samym w sobie, ale raczej przyjemnym efektem ubocznym porządnej pracy hodowlanej, jest to przecież mój pierwszy rok „wystawowy”, więc nawet brak jakichkolwiek osiągnięć nie zmartwiłby mnie wcale. Ważne, że poznaję osobiście coraz więcej dobrych hodowców, że moje ptaki się innym podobają, że otrzymuje propozycje wymiany od uznanych, uhonorowanych kolegów, że wszystkie moje wystawiane ptaki uzyskują całkiem porządne oceny. Nabieram zatem wielu cennych doświadczeń, które – mam nadzieję – pozwolą mi z roku na rok podnosić jakość własnego stada podstawowego i hodować coraz ładniejsze kanarki, a to jest dla mnie osobiście najważniejsze…
Wtorek, 10 listopada 2009
Zeszłej niedzieli moja hodowla zmniejszyła się aż o 15 ptaków.
Dwaj hodowcy z Polski, o których wspominałem w poprzednim spawozdaniu, wybrało sobie pięć parek i pięć samiczek. Ponieważ właściwą akcję wyprzedaży przychówku rozpocząłem dopiero po ich wyjeździe, moi polscy goście mieli duży wybór i chyba rzeczywiście wybrali sobie ptaszki najlepsze z możliwych. Mam nadzieję, że sprzedane kanarki spiszą się u nich w przyszłym sezonie lęgowym jak należy…
Wskutek tak znacznego ubytku ptaków mogłem przekwaterować pozostałe kanarki, które mają teraz do dyspozycji znacznie więcej „przestrzeni życiowej”. Wybrałem już wstępnie siedem przyszłorocznych samiczek, które do niedzieli z braku miejsca siedziały w niezbyt dużej fruwalce stojącej na metalowej wolierce. Chociaż klateczka jest należycie wyposażona, brakuje w niej lamelowych żerdek noclegowych, do których wszystkie moje ptaki są przyzwyczajone, więc samiczki każdego wieczora dość zaciekle walczyły między sobą o trzy najbardziej odpowiednie na nocleg pojedyncze żerdki pod dachem, a potem czwórka i tak zasypiała gdzie popadło, nawet na wiszących na siateczce karmidełkach. Oczywiście również sprzątanie tak licznie obsadzonej klatki musiało być częstsze, co przy braku możliwości sprzątania w ciągu tygodnia, nie było takie łatwe. Teraz moje samiczki zostały przeniesione „piętro niżej” czyli do przestrzennej wolierki metalowej, w której jest aż 27 lamelowych żerdek noclegowych i bardzo dużo miejsca do pofruwania. Ptaszki pozostaną w niej aż do lęgów. Wolierka stoi przy tym bardzo korzystnie w głebi pokoju i jest niewidoczna z boksów treningowych, w których siedzą ptaszki wystawowe, w większości bardzo rozśpiewane samczyki. Po sezonie wystaw z klatek tych usunę przegrody i pozostawię w powstałych w ten sposób ośmiu klatkach lęgowych samczyki, które w połowie stycznie zacznę powoli przygotowywać do nowego sezonu lęgowego. Do wolierkowego kanarczego „babińca” dołączą jeszcze dwie samiczki wystawowe i być może jakieś dodatkowe ptaki uzyskane w ramach wymiany czy kupna na Mistrzostwach Niemiec w Bad Salzuflen.
Pozostałe, przeznaczone na sprzedaż kanarki czarno-czerwone siedzą teraz razem w wolierce meblowej, a dziewięć kanarków czarno-żółtych w dwóch fruwalkach pod segmentami lęgowymi. Te ostatnie podzieliłem według płci, aby było łatwiej dobierać parki. Po zakończonej akcji sprzedaży, niepotrzebną już wolierkę meblową rozbiorę, poszczególne segmenty dokładnie wymyję i odkażę, a następnie aż do maja wyniosę do piwnicy.
Wczoraj wysłałem zgłoszenie udziału w Mistrzostwach Saksonii w Lipsku. Ostatecznie zdecydowałem się zgłosić do konkursu jednak trzy kolekcje, także kolekcję nieintensywnych ptaszków czarno-żółtych. Nie spodziewam się jakichś rewelacyjnych wyników, ale „Stamm”, jak powiadają Niemcy, zawsze trochę lepiej się prezentuje niż cztery różne, pojedyncze kanarki… W kolekcji tej jest nawet jedna samiczka. Zdecydowałem się na nią ze względu na bardzo szerokie paski rysunku na grzbiecie i flankach. Ptak jest poza tym wyjątkowo ciemny, więc za jakość melaniny powinien otrzymać niezłe oceny…
Dzisiaj wieczorem przestawię automatyczne wyłączniki światła na godzinę 15-tą. Dni są teraz tak krótkie, że gdy jest pochmurno, w pokoju kanarkowym o 16-tej jest już zbyt ciemno i ptaki po nagłym zgaśnięciu lamp w wolierkach i klatkach maja prawdopodobnie trudności z odnalezieniem żerdek noclegowych. Kiedy wracam do domu, zawsze kilka z nich śpi na zwykłych żerdkach w różnych kątach wolierki. Od jutra światła zgasną już o 15-tej, będzie jeszcze na tyle widno, że z „ułożeniem się” do snu w boksach lamelowych nie będzie problemów. Także na ostatni, obfitszy posiłek przed snem pozostanie o wiele więcej czasu niż dotychczas…
Autor: Jerzy Kraiński