► Sikorki bogatki (Parus major) to bardzo popularne ptaki, które dostosowały się do życia wśród ludzi, dlatego możemy je zobaczyć prawie wszędzie zarówno w mieście jak i na obszarach obfitujących w zieleń, naszych działkach i ogrodach. Są to ptaki, które też chętnie dokarmiamy zimą w przydomowych karmnikach.
Dzisiaj lęgi ptaków możemy bezpiecznie obserwować za pomocą przekazów internetowych umieszczonych w budkach lęgowych różnych gatunków. Okazuje się, że ludzi bardzo to interesuje i chętnie chcą podglądać naturę.
Spośród kilku obserwowanych przez nas gatunków ptaków, w tym roku jest również rodzina sikorek bogatek. Postanowiliśmy więc korzystając z przekazu internetowego zamieszczonego na stronie przyjrzeć się, jak rozwijają się młode bogatki i jak dbają o nie ich rodzice. Interesowało nas również, jak uda się w tym sezonie bogatkom wyprowadzić swoje lęgi. Dokumentując nasze obserwacje poprzez zrzuty z monitora podczas codziennego podglądu notowaliśmy nasze spostrzeżenia.
Kamera internetowa monitorująca gniazdo bogatek znajduje się w Holandii, a przekaz z transmisji został zamieszczony na stronie https://www.beleefdelente.nl/koolmees , stąd też zostały pobrane zrzuty z monitorów podczas naszych obserwacji.
Od 1 marca, kiedy jeszcze wszystko wokół było udekorowane śniegiem, sikorki zaczęły nieśmiało zaglądać przez otwór budki do środka. Pod koniec marca para coraz więcej czasu spędzała w budce na oględzinach i sprzątaniu jej wnętrza. 4 kwietna do budki zostały przyniesione pierwsze gałązki, wewnątrz układała je samica, samiec w tym czasie przynosił jej zdobyte przez siebie przekąski. Następnie na poukładane gałązki zostały ułożone miękkie korzonki. 9 kwietnia do budki na przygotowany do tej pory spód gniazda zaczął być znoszony miękki materiał: puch, sierść i włókna. Od 14 kwietnia samica zaczęła już siedzieć na przygotowanym gnieździe w dzień i w nocy, co świadczyło o wysiadywaniu przez nią jajek. Około 3 maja wyległy się pierwsze młode pisklęta, które ciężko było dobrze dostrzec we wgłębieniu gniazdka. Z dnia na dzień pisklęta stawały się coraz to większe i głośniejsze, coraz mocniej żebrały też o pokarm. Rodzice nie nadążali ich karmić. W pierwszej dobie od wyklucia wyraźnie było widać już 6 malutkich żółtawych dziobków.
1 dzień. Pisklętami opiekował się zarówno samiec jak i samica, jednak rolą matki było ogrzewanie piskląt , natomiast „zalatany” ojciec przynosił do gniazda pokarm, który wkładał do dzioba samicy, a ta karmiła nim młode. Z dnia na dzień coraz częściej samica sama wylatywała z budki, by coś przynieść swoim młodym, gdyż one z dnia na dzień były coraz głodniejsze i potrzebowały większe porcje pokarmu, głównie z larw i gąsienic.
Zauważyłam kiedy matka bogatka jednemu z piskląt za dużo włożyła do dzioba, to za chwilkę wyciągała z powrotem część pokarmu i podawała innemu, starała się więc sprawiedliwie obdzielać swoje potomstwo. Czasami zdarzało się, że jedno z rodziców przyniosło zbyt dużą poczwarkę jakiegoś owada i gdy młode nie mogło jej w całości skonsumować, wtedy samica wyciągała pokarm z dzioba pisklęcia i po kolei wsadzała do innych dziobów, aż znajdzie się młode, które zje taką porcję w całości. Bywało, że samiec przyniósł samicy siedzącej na młodych dużego owada, wtedy razem wspólnie trzymając go w dziobie rozrywali pokarm na małe części.
Zauważyłam samicę, która na chwilę pozostawiła same młode w budce i za moment wróciła trzymając w dziobie ziarno słonecznika, jednak pokręciła się chwilę po budce, trzymając ziarno w dziobie, zatrzymała się chwilę nad młodymi i nie za bardzo wiedząc, co z tym zrobić doszła chyba do wniosku, że to jednak nie nadaje się dla jej piskląt, więc wyniosła to poza budkę. Mama bogatka często też sprzątała gniazdo wyrzucając z niego odchody młodych piskląt.
W 4 dobie życia piskląt na ich główkach widać już było fajne dość długie rzadkie czuprynki. W budce panował hałas, kiedy tylko młode usłyszały, że do budki wskoczył ojciec i coś nowego przyniósł matce, głośno dawały o sobie znać i próbowały wystawiać łebki spod samicy, by czasami pyszny kąsek ich nie ominął.
Kiedy pisklęta miały już 5 dni na skrzydłach można było zauważyć coraz to większe i silniejsze rozwijające się rurkowate pochewki.
W 6 dniu życia udało mi się zauważyć, że niektóre młode otworzyły oczka, choć nie spoglądały jeszcze na świat szeroko otworzonymi oczami widać było, że powieki się rozkleiły i u niektórych piskląt były lekko uchylone.
W 7 dniu życia pisklęta były już bardzo ruchliwe co powodowało, że ogrzewająca je jeszcze matka, bez przerwy zmieniała swoją pozycję na gnieździe, poprawiała ciągle pod sobą pisklęta, czyściła wnętrze gniazda, te natomiast jak tylko trafiła się okazja wystawiały swoje głodne dzioby spod piór matki. Samica schodziła częściej z gniazda i przerwy kiedy zostawiała maluchy by przynieść pokarm, były coraz dłuższe. Samiec przestał pojawiać się w budce i chyba była zmuszona zadbać sama o siebie i swoje potomstwo. Na skrzydełkach piskląt coraz bardziej wydłużały się pochewki piór. Moim zdaniem jednak pisklaki nie rozwijały się prawidłowo, wydawało mi się, że powinny już być bardziej opierzone i znacznie większe.
W 9 dniu życia młodych, w gnieździe było już tylko 5 małych bogatek – jedno maleństwo nie przeżyło.
Na ptaki czyhało wiele niebezpieczeństw, każdy dzień był walką o przetrwanie z jednej strony przed zagrożeniami z zewnątrz, z drugiej strony przed naturą, która w tym roku jest bardzo nie sprzyjająca dla ptaków i okazała się ich największym wrogiem. Na stronie przekazu znaleźć można było informację, że od kilkunastu dni w Holandii było bardzo zimno i padało. To oczywiście wiązało się z trudnościami w zdobywaniu pożywienia dla młodych. Samica siedziała na młodych i je ogrzewała, było zimno, więc młode pisklęta, które były jeszcze nie opierzone potrzebowały dużo ciepła i pozostawienie ich na dłużej samych groziło wychłodzeniem. O tej porze pisklaki powinny już same na dłużnej zostawać w budce ogrzewając się wzajemnie, a obydwoje rodzice dostarczać im pokarm, tutaj jednak sytuacja była zupełnie inna i pod wielkim znakiem zapytania.
W tym dniu też pojawił się wreszcie samiec i przyniósł młodym pokarm. Samica była zaskoczona skrzeczała na niego, wyglądało to jak wymówki. Również i mnie on zaskoczył, gdyż od kilku dni nie widziałem go, dlatego sikorcza mama miała na swojej głowie zbyt wiele obowiązków, często opuszczała młode by zdobyć pokarm dla nich i dla siebie, a także musiała zadbać by młode dobrze wygrzać. Młode naprawdę miały trudne warunki, na dodatek ich tatuś okazał się mało aktywny, być może przyczyną takiego zachowania była przy tak złej pogodzie zbyt mała ilości pokarmu.
Nasze sikorki miały też nieproszonych gości, których bardzo interesowało co się dzieje w środku. Obserwowanie takich przekazów jest czasami bardzo stresujące, zwłaszcza kiedy zauważy się takie zagrożenia i niepomyślne sytuacje. Do budki w trakcie trwania przekazu próbował zaglądać kot, dzięcioł, a na pobliskich gałęziach buszowała sroka.
W 10 dniu obserwując przekaz trochę się niepokoiłam o te młode, gdy zauważam, że pozostało już tylko troje z nich, natomiast dwóch pozostałych nie widziałam podczas karmienia i wyglądało na to, że rodzina się zmniejszyła i następne dwa pisklaki nie przeżyły. Niestety nie myliłam się.
Zaczął częściej pojawiać się ojciec w budce i karmić młode, miałam więc nadzieję, że jeśli to się nie zmieni to będzie większa szansa na wykarmienie pozostałych młodych.
Samica zaczęła sprzątać gniazdo, wyniosła jedno z nieżywych piskląt poza budkę, próbowała wynieść z niego następne nieżywe pisklę, ale chyba okazało się już dla niej za ciężkie, bo nie mogła z nim wyskoczyć z budki i rzuciła je koło gniazda przez moment jednak wyskubywała i wyjadała środek jego brzucha.
W 11 dniu nieżywe pisklę nadal leżało koło gniazda, nie zostało sprzątnięte, pisklaków było nadal troje miałam nadzieję, że się uchowają, jednak chyba przez deszcze było mało pokarmu. Samica i pisklęta były chyba bardzo głodne, samiec przyniósł pokarm, ale samica skrzeczała nie dopuściła go by dał maluchom. Wyraźnie chciała by ją nakarmił, udało mu się jednak nakarmić jedno z młodych, ta jednak nie dała za wygraną i zanim młode zamknęło dziób wyciągnęła pokarm młodemu z dzioba i zjadła. Siedziała w dalszym ciągu i ogrzewała młode. Na całe szczęście ucieszyłam się, gdy za moment obydwoje rodzice intensywnie karmili młode.
Samica w gnieździe dbała również o czystość. Zauważyłam, że na bieżąco sprzątała odchody młodych, które odwracając się zadem ku górze wypróżniały się, a ta wybierając pisklacze nieczystości bezpośrednio z kupra wynosiła poza budkę, co zresztą jest bardzo naturalne u ptaków. Udało nam się zaobserwować te ptasie porządki, o których mówi nawet jedno z naszych polskich przysłów.
W 13 dniu w gnieździe pozostało już tylko jedno żywe pisklę. Praktycznie w tym czasie pisklęta powinny już być dobrze opierzone i za parę dni być gotowe do pierwszego wylotu z gniada, niestety pisklę wygląda na dużo młodsze niż w rzeczywistości jest.
Leżące w budce ciało jednego z martwych piskląt, a może raczej jego zapach zwabił do budki muchę, która w bardzo szybkim czasie stała się smacznym kąskiem dla samicy ogrzewającej pozostałe przy życiu młode.
W tym samym dniu, podczas karmienia, do dzioba pisklaka dostała się kępka włókna, którą było obłożone gniazdo. Głowa pisklęcia podczas jego ruchów, kiedy próbował się uwolnić została jeszcze bardziej skrępowana. Pisklak wyskoczył z gniazdka i znalazł się tuż przy szybce z kamerką, przykro było patrzeć na takie zmagania bezbronnego pisklęcia, jednak w gnieździe pojawiła się samica i na szczęście zajęła się młodym, próbowała uwolnić go ciągnąc za włókna. Udało jej się uwolnić pisklaka, który przez moment przytulił się wymęczony do ciała swojej matki.
W 14 dniu życia pisklęcia, kiedy zajrzałam rano, pisklę jeszcze żyło i się ruszało, ale już nie piszczało kiedy matka przyniosła pokarm. Jego los był przesądzony, sytuacja była tylko kwestią bardzo krótkiego czasu. Za jakiś czas kiedy sprawdziłam, pisklę leżało bez ruchu w gniazdku, z którego widać tylko koniec jego malutkiego dziobka. Pojawiła się za moment samica z jedzeniem, niestety nie było kogo już nakarmić. Po oględzinach więcej się nie pojawiła.
I tak ten sezon lęgowy sikorek bogatek zakończył się całkowitą porażką. Na drugi dzień budka została wyczyszczona przez właścicieli monitoringu. Cały trud ptasiej rodziny poszedł na marne, rodzicom nie udało się wychować nawet jednej małej bogatki. W miesiącu maju, kiedy to większość ptactwa odchowuje swoje młode, powinna być piękna, słoneczna pogoda, środowisko zewnętrzne więc sprzyjające i obfitujące w pokarm do wychowu wielu młodych ptaków. Jednak pogoda z bardzo niskimi temperaturami i deszczem przypominała bardziej listopad niż maj i wśród wielu zagrożeń czyhających na młode ptaki, właśnie ona okazała się dla nich najokrutniejsza.